O prasowaniu rzecz


To niesamowite, jak człowiek mało wie o sobie. Odkrywa siebie całe życie i dnia jednego stwierdza, że to co przez lata wydawało mu się czymś, czego z całego serca nienawidzi, w gruncie rzeczy wcale nie jest aż takie złe.

Wyobraźcie sobie, że spośród domowych zajęć dla mnie, prasowanie nie znajduje się na ostatnim miejscu. Wolę to niż sprzątanie! Myślę, że doszłam do tego stwierdzenia, po tym jak sama sobie stworzyłam obraz prasowaczki ;)

Jak do tego doszłam? Oto kilka moich spostrzeżeń:
- Nasze babki używały ciężkich żelazek, którymi łatwo można było się poparzyć. My teraz mamy samoprasujące cuda z parą ; to do cholery musi motywować!
- Nie dopuszczam do nagromadzenia ogromnej sterty, wyłażącej z każdej szafy - wtedy człowiek ma wizję siedzenia całymi godzinami, jak na jakichś torturach. Zabieram się za prasowanie po dwóch, góra trzech praniach.
- Odpuszczam sobie te ubrania, które mogą nie być prasowane. Mój znajomy śmiał się całe lata temu ze mnie, że prasuję dżinsy. A Rafał już wcale nie ;P Skinny nie trzeba ;) Nie tak dawno mój mąż założył nieprasowane dżiny (suszone bez spinaczy) i uznał, że są ok ;)
- Prasowanie może wyciszyć. No serio! W tym czasie machasz bezmyślnie żelazkiem, a myśli mogą latać gdzie chcą.
- Podczas prasowania można oglądać po raz enty Dirty Dancing albo jakiś serial, no w każdym razie coś, gdzie jeden wyraz twarzy aktora, nie ma znaczenia dla całości opery ;)
- Ja mam to szczęście, że mój chłop w koszulach pod krawat chodzi od wielkiego dzwonu. Znam takich, którzy będąc urzędasami prasują sobie sami.  To takie info raczej dla tych, co to jeszcze mogą sobie "wychować". Jeżeli musisz prasować jego koszule to powiedz mu, że tego nie lubisz i niech wie,  jaka to dla ciebie ciężka robota. Niech ją docenia!
- W tym czasie możesz np uczyć się języków obcych - słuchać płyty, oglądać BBC...
- Nie traktuj prasownia jako osobnego zajęcia - zawsze rób coś jeszcze. I zabierając ze sobą żelazko mów "idę do kina", " idę śpiewać" itd To działa! Myślisz o tej drugiej przyjemniej rzeczy a ubrania... same się prasują ;)
- Po skończonym prasowaniu należą ci się oklaski. Sama się z tego ciesz, bo w gruncie rzeczy wcale nie było tak źle...

Lubić coś czy nie? Jaka to różnica jak i tak trzeba to robić? Ciotka, która przyjeżdżała do nas jak byłam mała, nie komentowała tego - po prostu chwytała za żelazko i robiła to. Pomyśl ile ludzi chciałoby, żebyś dla nich coś wyprasowała? Starsza pani której ręce już nie dają rady, samotny pan... Pomyśl o kobiecie, która przez osiem godzin dziennie pracuje jako prasowaczka... I?

Gdyby te rady nic nie dały to ... jesteś beznadziejnym przypadkiem ;) Może ktoś ma inne rady?

Gosia
fot. stock.xchng

Komentarze

  1. Oooo to ja beznadziejnym przypadkiem nie jestem!! ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ja w zasadzie lubie prasować, ino mi sie nie chce bo jestem leniem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W roli mamy - to super! Nie taki zły wilk jak go malują ;)

    Paproszku - te rady i na lenistwo są. Ja też jestem leniwa, ale próbuję sobie moja krainę tak organizować, aby było przyjemniej. Łączenie tego czego się nie lubi z przyjemnościami to jest coś dla mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. prace domowe, zamiast umilania - ułatwiam sobie;)
    prasowanie podzielone - mąż też ma swoją działkę:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tara - no toć sobie chłopa wychowałaś po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też jestem beznadziejnym przypadkiem. Totalnie i absolutnie :/

    OdpowiedzUsuń
  7. haha! po pierwsze ja prasuje tylko przed założeniem lub użyciem danej szmatki! po praniu lądują suche w szafie bez prasowania i uważam, że to zwyczaj niezwykle wspaniały!
    a jak już mnie najdzie na prasowanie, bo czasem jednak jest konieczność, to najlepszym umilaczem jest nie tylko głupi film do zawieszenia oka ale i do niego... DRINK!!! i wtedy jest baaardzo przyjemnie... zwłaszcza pod koniec :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. gdybym wrzucała do szafy nieprasowane i robiła to dopiero przed założeniem, istnieje obawa, że chodziłabym przez tydzień w jednej rzeczy :D A tak- wymęczę się raz w tygodniu i hulaj dusza ;) A jakiś idiotyczny film, w którym mogę odróżniać postacie po głosie też pomaga. I wiśniówka. I palenie w przerwach :DDDD (ale tych ostatnich "umilaczy" mogłam nie zdradzać może ;) )

    OdpowiedzUsuń
  9. agakry, alcyna - Jednak, a jednak... A JEDNAK...można polubić PRASOWANIE!!! ;ppp

    OdpowiedzUsuń
  10. Nana, jeśli dzisiaj wieczorem odstawię taki maraton przy desce jak wczoraj, to pierwszy raz od 9 lat będę z prasowaniem na bieżąco. Już i tak nie wyłazi na mieszkanie i nie straszy ta sterta wymiętolonego prania. Jestem z siebie dumna :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Bravo Alcyna! Masz powody by być dumną z siebie! :D

    Ja mam już pranie z dwóch pralek... pewnie dziś pomyślę o pójściu na jakiś serial, albo głupi tvshow ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja chyba poproszę o deskę do prasowania na urodziny :D albo mikołajki :D może to coś da w opozycji do prasowania na stole, nie znoszę prasowania.. jedna rzecz powoduje że jestem sfrustrowana i zmęczona;p

    Ania

    OdpowiedzUsuń
  13. naprawdę polecam część prasowania przerzucić na męża;))

    OdpowiedzUsuń
  14. Mój mężczyzna pod tym względem jest cudowny - prasuje sobie sam:D Co prawda baaaardzo rzadko chodzi w koszulach, jeansów broń Boże nie prasuje. No, muszę sie przyznać, że od czasu do czasu - przy okazji - machnę mu jakąś koszulkę czy bluzę ale ja sama rzadko prasuję więc nie jest to w ogóle uciążliwe. Właśnie, niech no ja się zastanowię dlaczego ja rzadko musze pracować....hmmm sama nie wiem ale pomięta, oprócz wakacyjnych momentów, nie chodzę;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)