Plaża to znakomite studium ludzkich zachowań i charakterów. Mamy tu cały przekrój –od dziecka, które po raz setny, niezmiennie zachłystuje się szczęściem, wrzucając kamień do wody (a my po raz setny jesteśmy tym zachwyceni) po wiekową Niemkę, zupełnie bez kompleksów i bez stanika (co pewnie też jeszcze może kogoś zachwycić…może).
Jedni spiekają się na
raka, świecący od oliwki z filtrem 6, inni chowają się głęboko w cieniu,
pokryci od stóp do głów 50-tką plus. Brodzą, powoli zanurzają się, rezygnują bo
woda za zimna, wskakują bez oporów, głośno chlapią, są oburzeni chlapaniem, pływają
wyczynowo i „dyrektorską” żabką, śpią, piją, jedzą, obściskują swoje drugie połowy, prężą
mięśnie i tatuaże, wciągają brzuchy, rubasznie się po nich klepią, spacerują brzegiem,
czytają, obserwują…
Wystawiłam nos z głębokiego cienia i, pokryta
od stóp do głów 50-tką plus, powoli weszłam do nieco chłodnej ale cudownie
przejrzystej wody. Miałam przed sobą ciężkie zadanie – samotne przepłynięcie na
skalną wyspę, kuszącą niezwykłymi kształtami z oddali. Pokonałam lekkie obawy
przed nieznaną głębiną, podwodnymi skałkami i morskimi stworzeniami. Odważnie
zanurzyłam się w krystalicznie czystej wodzie i na rozgrzewkę (bo chłód wziął
mnie od razu w ramiona;) zaczęłam szybko płynąć. Po drodze mijałam podwodne
miasta, alejki pomiędzy głazami, zielone skwerki pełne śmigających tam rybich
dzieci i starałam się nie patrzeć zbyt głęboko w oczy morskim przechodniom(nigdy
nie wiadomo, który z nich jest jeszcze przed obiadem;) W końcu zbadałam teren u
celu i, popychana przez lekkie fale, wyszłam chwiejnie na brzeg, niepewnie
stawiając stopy na śliskich i okrągłych kamieniach.
Zwycięstwo!:) Poczułam się jak zdobywca - Kolumb, Magellan i
Marco Polo w jednym;) Od razu poczułam moc kolejnej siły natury – wiatr smagał
mnie po mokrej skórze, wywołując lekkie dreszcze i gęsią skórkę. Poruszałam się
po mokrej i śliskiej wysepce jak kosmonauta na Księżycu – ostrożnie i bardzo
dokładnie wybierając miejsce na postawienie stopy a i tak zdawałam sobie sprawę
z tego, że w każdej chwili mogę wylądować nie tam gdzie chciałam, czyli na
własnej części tylnej;)
Plażę i przekrój ludzkich charakterów zostawiłam za sobą –
teraz patrzyłam z oddali na małe istotki na brzegu a porosty i rybki były dla
mnie bardziej od nich realne. Usiadłam na skale
i zadumałam się nad tym, jak łatwo można zmienić perspektywę…
Wracałam spokojniej, znając już tę wodną trasę. Rozkoszowałam się ostatnimi
metrami przed dotknięciem piasku. Lekko zmęczona wyszłam na brzeg i po
prysznicu ze słodką wodą opadłam z uśmiechem na leżak (tym razem rozkoszując
się ogrzewającymi promieniami słońca).
- Jesteś ze mnie dumny?;) – zapytałam mojego mężczyznę, który śledził i
fotografował całą „wyprawę” na nieznany ląd.
- Tak. Bałem się!
Zapadłam w półsen. Światło słońca przeświecało przez wakacyjny
kaszkiet, który położyłam na twarzy. Przez dziurkowany materiał widziałam świat
rozbity na cząstki. Słońce zaszło za chmurę i oto chmura składała się z okrągłych
jasnych punkcików. Pomyślałam, że świat i my sami składamy się z takich właśnie
małych części, atomów. Jestem częścią wszechświata – banalne, ale nie zawsze
czuję to tak dogłębnie, jak w tej chwili. To sprawiło, że wiem, rozumiem, że
jestem po trochu jak woda i jak skała. Chmura i ja – podobne w rozbiciu na
kawałeczki, w tym momencie.
Kobieta z Magdalii
fot. Kobieta z Magdalii
Doskonale napisane :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
OdpowiedzUsuńNie potrafię pływać. jak czytam Twój opis, żałuję ;/ Iwona
OdpowiedzUsuńO, skoro żałujesz, Iwona, to myślę, że chcesz się nauczyć:) A skoro chcesz, to pewnie wkrótce będziesz pływała:):) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń