Praskie refleksje



Weekend na stolicę Czech to za mało – co najmniej o kilka dni…

Mama przed wyjazdem mówiła mnie i Małżowi, że na dobrą strawę u naszych Sąsiadów nie powinniśmy liczyć. Więc się nie nastawiałam na rarytasy.  Wycieczka zorganizowana, znajomkowie z pracy, program – mniej – więcej określony – jedziemy. Jechaliśmy dość długo, z młodym pilotem, który chciał bardzo wszystkie punkty programu nam sumiennie wypełnić. Początkowo buntowaliśmy się, gdy późnym wieczorem – już się po tej 17 robiło ciemno i zimno – wysadził nas z autokaru w miejscowości Kutna Hora. Do Pragi jeszcze godzina jazdy, uczestnicy głodni, bo od rana w podróży… Ale…   Zachwyciło mnie to miasteczko! Mnie, Małża i innych. Piękna katedra majestatycznie wznosząca się w urokliwym gronie pełnych klimatu uliczek mimo, że odziana obecnie w rusztowania jest budowlą wprost niesamowitą – strzeliste wieże sięgają niemal do chmur! Szybki marsz przez kręte uliczki pozwolił nam zobaczyć, że nie tylko stolica Czech jest godna poznania. Małe sklepiki, knajpki, wszystko takie przyjazne, pełne uroku – wszystko to zrobiło na mnie duże wrażenie. Niestety, zamknięta już była Kaplica Czaszek, o której mówił pilot wycieczki, a szkoda… Zdjęć niestety nie dołączę, bo robione o zmierzchu są bardzo niewyraźne. Odsyłam do stron, np.:http://www.zmizelakutnahora.cz/cs/ , http://pl.czech-unesco.org/kutna-hora/prezentacja/.
Pozwiedzali szybko i pojechali.

Praga

Cóż – dobrze, że przed wyjazdem znalazłam opinie na temat hotelu, w którym nas zakwaterowano. Pozwoliły mi one uniknąć rozczarowania. Kilkoro znajomych na widok „obiadokolacji” zaserwowanej nam tuż po przyjeździe miało miny nieszczególne. Faktycznie – opinie na temat hotelu RHEA w pełni oddawały to, czym nas tam próbowano wykarmić. Moja mama niestety miała rację…  
Hotel  ma 20 pięter, pokoje to studia: 2+2 i łazienka, wyposażenie „gierkowskie”, bo nawet niektóre polskie akademiki są lepiej umeblowane. Ale w Pradze, 20 minut „tramwajką” do centrum, nie najdrożej, wiec dla odpornych i niewymagających luksusów może być. Mnie to nie przeszkadzało, ba – spałam wręcz cudownie!:) Piwo w hotelu – 40 koron czeskich, co daje cenę około 8 złotych. Ciut drogo, ale było pyszne. Śmieszyła nas tylko stylistyka hotelowego baru – baru o nazwie „Kajuta” – stylizowanego zgodnie z nazwą i serwującego czeskie szanty…

Macanie Jana N.
W sobotę po całkiem przyzwoitym nawet śniadaniu – zwiedzanie Pragi – z postanowieniem, że obiad za wszelką cenę jemy na mieście. Podczas prawie czterech godzin z przewodniczką mieliśmy pokrótce poznać całe miasto… Nie było to możliwe, zwłaszcza, że takich, jak my, turystów, były tam rzesze! Nie chcę opisywać miasta, bo kto nie był – powinien pojechać, a kto był – wie, że w kilku zdaniach tego zrobić nie sposób.  Należy więc Jana Nepomucena na Moście Karola „pomacać”, by do Pragi jeszcze powrócić. Po godzinie 13 kiszki grały już marsza, więc zebraliśmy grupkę i poszliśmy szukać jedzenia. Trafiliśmy do Restauracji  „U SUPA”, czyli „U Sępa”. Menu w każdym języku prócz naszego, ale obsługa dobrze władała angielskim i była bardzo sympatyczna. Czysto, smacznie, jedzenie dość drogie (centrum stolicy!), piwo 54 korony (czyli nasza „dycha”), można płacić kartą – nawet po dość korzystnym kursie jak się okazało. Super! Po takim obiedzie obiadokolacja nam nie straszna.
Most Karola

Krecik

Dla naszej prawie 3 – letniej Hanki wydaliśmy fortunę na kubeczek porcelanowy z tymże oraz malutką maskotkę. Ale bez tego nie wróciłabym do domu. Zdzierają na tym Czesi, że ho ho. Ale warto było, bo Krecik stał się pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.
Przemknęliśmy jeszcze przez miasto, prawie łokciami torując sobie drogę między takimi jak my ludźmi wielu narodowości. Męczące.
Powrót do hotelu na obiadokolację (i tu nie było zaskoczenia…). Po niej wyjazd na pokaz .Temperatura wieczorem już spadła, podczas pokazu było zimno w pupę (należało wziąć ze sobą podusię czy coś innego…), a po całym dniu chodzenia po mieście byłam tak zmęczona, że po 20 minutach zaczęłam zasypiać i żadne światła i dźwięk mi w tym nie przeszkadzały. Byłam tam już drugi raz wiec mogłam sobie uciąć przecież małą drzemkę ;). Pojechać warto, choć mojego Małża to nie zachwyciło.

Niedziela

Jedziemy  tu . Wysoko. Po wejściu schodami na górę zadyszka gwarantowana, można jechać windą. Ale widok uroczy. Wieża się kołysze, można się wystraszyć. Zejście z wieży do centrum miasta, kilka ostatnich chwil w słońcu i wracamy do domu. Postój na obiad ustalono w knajpce w Kudowie Zdroju, tuż za przejściem granicznym – och, tak!! Czesi powinni tu przyjeżdżać i uczyć się gotować! Smacznie, dużo i niedrogo. Polecam.

Wnioski na przyszłość:
-Czytać opinie…pozwoli to uniknąć przykrych niespodzianek.
-Pojechać do Kutnej Hory i tam się zakotwiczyć – do Pragi można pojechać autkiem, a w miasteczku wypoczywać i zapewnie taniej zjeść i wypić czeskiego piwa…
-Przeznaczyć więcej czasu dla Pragi – ale już zwiedzić ją „po swojemu” – chodzić własnymi ścieżkami, dostrzegać to, co umyka w pędzie za przewodnikiem. Spokojnie i powoli, zatrzymywać się wszędzie tam, gdzie coś nas urzeka. Niemniej jednak – zaopatrzyć się w dobry książkowy przewodnik, by coś podstawowe rzeczy móc z niego wyczytać.

Dorzucam kilka zdjęć – jednocześnie się Wam na nich z facjaty pokażę.

Opadły mgły nad Pragą

Widok z Mostu Karola

W senacie

Wieża na Petrzinie - widok
Serdecznie pozdrawiam

Martussa
fot. Martussa i jej Małż


Komentarze

  1. Wstyd się przyznać ale do Pragi jeszcze nie trafiłam. Byłam za to w Pardze - czy to się liczy?;) Bardzo chciałabym posłuchać czeskich szant - muszą być rewelacyjne:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda - "w Pardze" liczy się jako czeski błąd w nazwie ;P :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)