Jak co roku w
Poznaniu i okolicy zaczęło się słodkie szaleństwo. Mieszkam tu od niedawna ale
bardzo polubiłam tę tradycję. O czym mowa? Oczywiście o pysznych, unikatowych,
cudownie chrupiących i pachnących rogalach świętomarcińskich! Zamknijcie oczy i
wyobraźcie sobie, że wbijacie zęby w ciepłego rogala z delikatnego i cienkiego
ciasta półfrancuskiego wypełnionego a wręcz „wypchanego” farszem z białego
maku, wanilii, mielonych daktyli, fig, rodzynek i skórki pomarańczowej. To
nadzienie jest tak obfite a ciasto tak cienkie, że aż wydaje się niemożliwym by
rogal mógł po upieczeniu nadal wyglądać jak rogal. Tak ROGAL, bo rogalikiem
tego ciasta nazwać nie wypada. Jest on bowiem duży i bardzo ciężki, a po zjedzeniu jednego można już tylko leżeć do góry brzuchem przez
parę godzin i czuć się jak szczęśliwy, bo najedzony, Kubuś Puchatek J
Skąd wzięła się ta słodka tradycja? Podobno wywodzi
się jeszcze z czasów pogańskich, gdy jesienią składano bogom ofiary z wołów
lub, w ich zastępstwie, z ciasta zawijanego w wole rogi. Kościół katolicki
przejął ten zwyczaj – rogal miał wyobrażać podkowę, którą zgubił koń św.
Marcina. Inna legenda głosi, że Święty odciął kawałek swojego płaszcza i
podarował ubogiemu – kawałek w kształcie rogala. Jeszcze inna opowiada o
poznańskim cukierniku, któremu przyśnił się św. Marcin wjeżdżający do miasta na
białym koniu. Koń potknął się i zgubił złotą podkowę. Cukiernik uznał sen za
znak więc rano upiekł ciastka w kształcie podkowy i rozdał je biednym. Na
pamiątkę tego wydarzenia poznańscy cukiernicy, co roku w imieniny św. Marcina,
czyli 11 listopada, wypiekają rogale. Tego dnia na ulicach Poznania
organizowana jest huczna zabawa a św. Marcin co roku uroczyście wjeżdża do
miasta na białym koniu.
To oczywiście wersja skrócona historii rogala. Najważniejsze
jest jednak to, że jest to rogal nie byle jaki. Otóż prawo do jego wypieku mają
tylko te cukiernie, które uzyskały certyfikat Kapituły Poznańskiego
Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego. Jest on również chroniony prawem Unii
Europejskiej, został bowiem wpisany do rejestru chronionych nazw pochodzenia i
chronionych oznaczeń geograficznych.
Można oczywiście spróbować samemu upiec rogala
świętomarcińskiego w domu – są zapewne
takie gospodynie, które to potrafią. Ja mam to szczęście, że cukiernia, która
posiada certyfikat, a w dodatku piecze rogale 24 godziny na dobę, jest bardzo,
bardzo blisko mojego domu... A ten zapach, gdy się tamtędy przechodzi tak
kusi...
Kochani „Kobietnicy” z innych zakątków Polski
przyjeżdżajcie po rogale! Warto choćby dla nich zawitać do Poznania. Rogale w cukierniach już są i będą jeszcze
przez parę dni po Świętym Marcinie.
Zapraszam i smacznego!
Pysznie:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie można go zjeść przez internet...
OdpowiedzUsuńW Poznaniu jest ulica św Marcin obchody jej święta nie mogą się odbyć bez konsumpcji rogali. Wielka ilość kalorii nikogo nie zniechęca raz do roku jest TAKIE ŚWIĘTO
OdpowiedzUsuńMatko!! aż chce się monitor polizać!!!
OdpowiedzUsuńPrzyjedźcie do Poznania, musicie spróbować pysznych rogali :)
OdpowiedzUsuń