To paradoksalnie trudna książka, dotykająca bolesnych spraw, a jednocześnie historia, która wciąga, nie pozwala odłożyć lektury na później, zapada w pamięć. Zatem choć trudno tu szukać krzepiących, radosnych scen, to na pewno jest to pozycja, po którą warto sięgnąć.
Jej bohatera poznajemy w szczególnie trudnym momencie: wraca do rodzinnego domu, by towarzyszyć ostatnim chwilom życia matki chorej na nowotwór mózgu. Jego ojciec zmarł siedem lat wcześniej, zatem w opuszczonym domu, z dziczejącym ogrodem, rozrośniętym żywopłotem są tylko we dwoje: ciężko chora matka mająca trudności z formułowaniem słów oraz on - syn, dla którego powrót wiąże się z bardzo bolesnymi wspomnieniami.
Jest jedynakiem, ale niezupełnie - ten właśnie fakt zaważył na całym jego życiu. Kiedy miał dwa lata, urodził się jego brat Michael, który nie przeżył całego dnia. Potem mama jako "szczególnie dobra osoba" (takie jej słowa przytacza chłopiec) "bierze na wychowanie dzieci, których matki i ojcowie nie są tak dobrzy albo walczą ze sobą, chociaż głęboko w środku są dobrymi ludźmi". Zawsze są to chłopcy: "Ani razu nie przyjęliśmy na wychowanie dziewczynki. Nigdy. Być może dlatego, że dziewczynki traktuje się lepiej niż chłopców. Albo dlatego, że dziewczynki są grzeczniejsze. Albo dlatego, że rodzice bardziej kochają dziewczynki niż chłopców. Albo dlatego, że dziewczynki rodzą się tylko dobrym rodzicom". Chłopców było dziewięciu: "Daje to trzy lata opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie wspominając tych siedmiu lat, które poświęciła Robertowi".
W tych kilku cytatach można by odnaleźć obraz matki - osoby doświadczonej przez los, ale niezwykle wielkodusznej, pomocnej, nieobojętnej na innych. Ale też i historię chłopca, który czuł się nierozumiany, mniej ważny, chłopca pozostawionego samemu sobie z jego rozterkami, uczuciem zazdrości wobec pojawiających się w domu kolejnych dzieci. One też mają swoje problemy, przyzwyczajenia, nie zawsze z sympatią odnoszą się do tego "nowego" brata, zatem dzieciństwo zamiast czasem radości staje się pasmem napięć, nieporozumień, frustracji.
Zatem pierwsze strony przynoszą obraz dorosłego bohatera, wracającego w trudnej chwili do rodzinnego domu dwudziestoośmiolatka. Kolejny rozdział przenosi nas w przeszłość, do chwili, gdy w domu ośmioletniego wówczas bohatera pojawia się ostatni z chłopców wziętych pod opiekę - niespełna trzynastoletni "Robert Chmurny". Aż do końca lektury te dwa spojrzenia będą się przeplatały, z ich przenikania się, dopełniania powstanie obraz zdarzeń, które rozegrały się przed laty i zaważyły na całym życiu bohatera.
Matka nazywa go Robertem, on sam przedstawia się jako Michael, opowiada, że jest adoptowany, wymyśla wciąż nowe historie o sobie, bo i dla niego prawda jest bolesna, trudna do zrozumienia. Po śmierci ojca po raz pierwszy wraca w rodzinne strony. Działa chaotycznie, drobiazgi doprowadzają do do wybuchu, zmaga się z prawdą i docieka - czy to, co się stało, to wyłącznie wina rodziców, czy wprost przeciwnie: "co jest prawdą: ich zaniedbanie czy moja zazdrość".
Ta poruszająca lektura nie pozostawi chyba nikogo obojętnym: autorowi udało się doskonale ukazać psychikę dziecka, sposób patrzenia na świat, pojmowania go. Bohaterowi nie udaje się do końca wyprostować spraw z przeszłości, które rzutują na jego obecne życie. Czytelnik także długo pozostanie pod wrażeniem poznanej historii...
Katarzyna
"Kamyki w brzuchu"
Autor: Jon Bauer
Wydawnictwo: Helion
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 360
Format: 21x14 cm
ISBN 978-83-246-6572-3
Komentarze
Prześlij komentarz
Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)