Urok Świąt





Z dzieciństwa zapamiętałam nieodparty urok Świąt Bożego Narodzenia. Myślę, że wtedy nie liczyły się dla mnie inne święta. Nawet moje urodziny, w mojej pamięci, pozostały bez większego echa.
Byłam najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Podobno, jako bardzo małe, ledwie zaczynające chodzić dziecko, ściągnęłam ze stołu świąteczną babkę i, siedząc na podłodze, rozłożyłam ją na czynniki pierwsze, wyciągając z niej palcami rodzynki. Suszone w słońcu winogrona lubię zresztą do tej pory;)

Była też pewna Wigilia, parę lat później, a po niej czas na prezenty. Pamiętam pukanie do drzwi i to, że szłam w towarzystwie sióstr, z wielkim przejęciem, w półmroku przedpokoju, do drzwi. Ktoś je otworzył, a za nimi siedział wielki, jasnożółty, pluszowy miś, szczelnie wypchany trocinami. Moja radość, ale przede wszystkim zdumienie, nie miały granic! Skąd wziął się ten miś?! Przyniosło go Dzieciątko! Pamiętam to do dziś – długą, pełną napięcia drogę przez przedpokój i zaskakujący prezent pod drzwiami.
Były też pyszne barszcze mojej mamy i cudowne pierogi z serem, okraszone smażoną cebulką – niebo w gębie!

Rodzinna atmosfera i śpiewanie kolęd.
Pięknie ubrani bliscy i uśmiechy i życzenia.

Ale najbardziej, najmocniej i prawie namacalnie zapamiętałam kolorowe lampki na choinkę. To było naprawdę coś! Światełka były duże, każde z nich miało ok. 4cm. wysokości (nie to, co teraz –maleńkie światełka, które, w porównaniu z tamtymi, są ledwo widoczne na choince). Tamte miały kształt łagodnego płomienia, piękne, czyste kolory i świeciły bardzo mocno. Wymyśliłam sobie wtedy taki rytuał – przed samą Wigilią, kiedy stół był już ładnie zastawiony a dom pięknie pachnący potrawami – włączałam światła na choince, gasiłam światła w pokoju i siadałam na podłodze, żeby popatrzeć na spektakl na suficie. Na suficie? Tak! Owszem, sama choinka zawsze bardzo mi się podobała, pomagałam ją ubierać i z zaświeconymi światełkami była olśniewająca, ale najpiękniejsze były odbicia jej świateł. Łagodnie pełgające, bajecznie kolorowe ogniki a w zasadzie świetliste okręgi. Snopy światła przebijały się pionowo przez gałązki drzewka i, strzelając w górę, oświetlały skłębione warstwy ciężkich, śniegowych chmur. Powietrze wypełniały dźwięki bożonarodzeniowych kolęd. Nagle warstwa chmur okazywała się na powrót sufitem i kolorowe światła tańczyły na nim jak przedtem, przeplatały się, tworząc niezapomniany spektakl światło-dźwięk.

Przenikające się kolory.
Magia Świąt przypływała wtedy do mnie wielką falą. Zalewała mnie jej czysta esencja.
Mama lub siostra wołały wszystkich do stołu. Zapalały się światła i kolory lampek bledły ale ja, znad aromatycznej rybki czy pysznego ciasta, zerkałam na choinkę i oświetlony sufit i widziałam, że one tam są - czekają na mnie spokojnie, w cichym porozumieniu - gotowe by rozbłysnąć pełną mocą.
Tak to zapamiętałam i do tej pory tak to widzę.

W wyobraźni, gdy myślę o Świętach sprzed lat.


Kobieta z Magdalii
fot. stock.xchng

Komentarze

  1. Gdybym ja miała podejść do tematu sentymentalnie, to pewnie wybrałabym do opisania te Święta, które były pierwszymi dla mojej własnej małej rodziny. Kiedy córka siedziała ostatnie tygodnie w brzuchu, ale niezwykle aktywnie uczestniczyła w Wigilii i nawet... reagowała na swoje pierwsze prezenty zastygając w bezruchu (co za ulga!!!), słysząc kojące dźwięki karuzelki, którą podrzucił pod choinkę mąż. A jak mnie tym rozczulił!!!! No i jeszcze mama, która nie pozwoliła mi mordować wtedy karpi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Alcyna, ja jeszcze pierwsze Święta mojej własnej rodziny mam przed sobą - zobaczymy jakie będą;) jak siebie znam to mogą być gdzieś na plaży np...;) bez karpi;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alcyna, ja swojego synka też miałam w brzuchu na Wigilii:)) 5 stycznia urodziłam;)
    a ze świąt pamiętam właśnie te z własnym dzieckiem..pierwsze:)..i swoje z wczesnego dzieciństwa..urok choinki, prezenty, pierogi:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tara, ja na swoją dłużej czekałam od Świąt (do 25-tego lutego), ale byłam wtedy tak niespotykanie aktywna, tak dawała w kość, a ja byłam tak blisko rozsypania się przed terminem, że te Święta najbardziej utkwiły mi w pamięci. No i to puszczanie karuzelki brzuchowi i nagły bezruch i chwile wytchnienia :D I później pierwsze Święta z małym krasnalem...

    OdpowiedzUsuń
  5. hehehe, to mój na muzykę nie reagował;) wyciągał się strasznie i kopy mi dawał...;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alcyno - ja czekałam do 27 lutego :D trzy lata temu były fajne Święta z brzuchem, ale dopiero pierwsze Święta córy były bardzo wyjątkowe!!

    OdpowiedzUsuń
  7. O, widzę, że klub zodiakalnych ryb tu mamy - ja się urodziłam 28.02.;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)