Od ponad 3 lat obserwuję swój cykl miesięczny. Właściwie
niewiele różnię się od kobiet, które tego nie robią, bo przecież wszystkie
potrafimy wskazać na szereg objawów, jakie przemianom hormonalnym towarzyszą.
Tylko nie wszystkie jesteśmy ich świadome i nie widzimy potrzeby, aby je
zapisywać. Nie zajmuje mi to dłużej niż minutę dziennie, nie kosztuje mnie to
więcej niż kilka złotych na rok. A w jakim celu? Po pierwsze: by lepiej
rozumieć i akceptować siebie, po drugie: by móc odłożyć lub zaplanować poczęcie,
po trzecie: by być w zgodzie z moim organizmem, i po czwarte, i po piąte… Bo
powodów mogę znaleźć naprawdę wiele!
Dziś chciałabym zainteresować Was tą tematyką, która nie
jest we wszystkich środowiskach popularna i poruszana, która w mainstreamowych mediach
nie jest zbyt częsta (a dlaczego, to możemy chyba się domyślać), a co więcej:
to sprawa, która obrosła w niesamowitą ilość krzywdzących ją mitów. Więc obalam
już pierwszy z nich: nie, to nie jest „kalendarzyk małżeński” (a mówiąc
precyzyjnie: nie chodzi mi o historyczną metodę Ogino-Knausa). Naturalne Metody
Rozpoznawania Płodności (NMRP) nie są bowiem sztywnym wyliczaniem dni płodnych
i niepłodnych, więc niech Was nie zmylą np. krążące w sieci elektroniczne „kalendarzyki”,
które chcą Wam pomóc obliczyć, w który dzień cyklu przypada owulacja. Prawda
jest taka, że tego nie da się przewidzieć na przyszłość, trzeba po prostu
zrozumieć istotę cyklu kobiecego i dzięki objawom można dopiero to stwierdzić.
Mówię o naturalnych metodach, ponieważ nie ma tu jednej
tylko metody. To, czym się różnią między sobą, to często oznaczenia, subtelne
różnice w analizach, jednak one wszystkie opierają się na podobnych obserwacjach.
Niektóre metody (np. metoda Billingsów czy metoda temperaturowa) badają tylko
jeden objaw, inne (np. metoda Rötzera czy metoda Kramarek) skupiają się na kilku
wskaźnikach.
Na początku powinnyśmy zadać sobie same pytanie, jaką mamy
wiedzę o swoim cyklu? Czy wiemy, jakie hormony i w której fazie cyklu zmieniają
swoje stężenie? Czy wiemy, jak na nasze samopoczucie i na nasz wygląd wpływają
estrogeny a jak progesteron? Czy wiemy, ile dni w cyklu rzeczywiście jest
dniami „płodnymi”? Ile dni powinien mieć cykl prawidłowy i kiedy mówimy o
cyklach nieregularnych? (Kolejny ważny mit do obalenia – NMRP są jak
najbardziej możliwe do stosowania przy cyklach nieregularnych.) Nie są to
pytania, na które chcę szczegółowo odpowiadać, ale niech one będą inspiracją do
zapytania samych siebie: jak wiele wiemy o różnorakiej antykoncepcji (często i
tak nie skupiając się na jej rzeczywistym, dokładnym działaniu), a jakie braki
możemy mieć jeśli chodzi o n a s. Wiedza o naszym cyklu jest jedną z
kluczowych spraw do zrozumienia siebie jako kobiety, do zaakceptowania siebie. W
moim życiu było to wielkie odkrycie, zaprzyjaźnienie się z samą sobą i odkrycie
kobiecej natury na nowo.
A zatem NMRP bazują przede wszystkim na wiedzy o kobiecym
cyklu miesięcznym. Z tej wiedzy naturalnie wynika także możliwość obserwacji
przemian, jakie w nim zachodzą. Pierwszym wskaźnikiem do obserwacji jest nasza
spoczynkowa temperatura ciała. Dzięki wiedzy o tym, że estrogeny obniżają naszą
temperaturę ciała, a progesteron ją podwyższa, możemy z dużą dokładnością
stworzyć wykres temperatury, który przedstawi nam niższą i wyższą fazę
temperatur. Oczywiście do prawidłowych pomiarów konieczne jest przestrzeganie
kilku prostych zasad, takich jak stała poranna pora pomiaru (ale i tu możliwe
są pewne różnice!), właściwie miejsce pomiaru (nie pod pachą! możliwe pomiary:
oralny, analny i waginalna) oraz dobry termometr z dokładnością do dwóch miejsc
po przecinku.
Drugim wskaźnikiem są przemiany śluzu szyjkowego. I nawet
jeśli ktokolwiek na myśl o śluzie czuje lekkie zażenowanie czy obrzydzenie, to
niezaprzeczalnym faktem jest, że każda kobieta odczuwa i obserwuje jego
przemiany. I tu znów możemy poprzez obserwację jego cech i zmian wyznaczyć dni,
kiedy jest on śluzem o cechach płodnych (w których plemniki mają możliwość
przeżyć nawet kilka dni!) a kiedy jego cechy są mniej płodne.
Dodatkowym wskaźnikiem są zmiany następujące w szyjce
macicy, a także inne objawy jak ból piersi czy ból owulacyjny. Połączenie tych wskaźników (w metodach wielowskaźnikowych)
pozwala nam z bardzo dużą dokładnością wyznaczyć dni możliwej owulacji. Dokładność
ta jest 100% jeśli chodzi o dobrze wyznaczoną fazę poowulacyjną. Faza
przedowulacyjna, według wskaźnika Pearla wynosi mniej niż 0,2, a więc jest to
dokładność porównywalna do najlepszych tabletek antykoncepcyjnych.[1]
Celowo nie rozwijam wątku dokładnych obserwacji, gdyż
najlepszym środkiem do nauczenia się metody jest kurs. Sama wielokrotnie
pomagam różnym osobom w nauce NMRP i widzę, że aby móc tę metodę stosować
poprawnie, potrzebne jest kilka naprawdę solidnych godzin nauki pod okiem
specjalisty. Ideałem jest, gdy w naukę włącza się także mężczyzna, który często
z wielką precyzją potrafi pomóc w interpretacji, gdy pozna jej zasady, a
ponadto jest to dla niego świetna okazja do poznania lepiej swojej ukochanej
oraz do wzięcia odpowiedzialności za potomstwo. Nauka teorii oraz praktyka
(czyli najpierw analiza podanych kart, a następnie kart własnych) pozwalają
naprawdę dobrze opanować zasady obserwacji i interpretacji.
Możecie także spotkać się z określeniem Naturalne Planowanie
Rodziny (NPR). Czym ono różni się od NMRP? Osoby, które identyfikują się z NPR
także stosują NMRP, jednak termin NPR jest także powiązany z szerszym
kontekstem wartości i przekonań. Są to zazwyczaj osoby wierzące, związane z
Kościołem katolickim. A więc dla nich NMPR są wzbogacone o kilka istotnych dla
nich założeń, takich jak szacunek do życia poczętego, otwartość na życie,
wykluczenie stosowania antykoncepcji np. prezerwatyw czy tabletek poronnych.
Tymczasem osoby, które uczą się NMRP mogą je stosować wcale nie identyfikując
się z nauczaniem Kościoła.
NMRP są nie tylko ekologiczne, ale są także doskonałym narzędziem do profilaktyki płodności!
Jeśli pojawiają się problemy z
poczęciem dziecka, pierwszym krokiem powinno być dociekanie przyczyny tej
trudności i tu obserwacja cyklu kobiety ma nieocenione znaczenie! Może zdarzyć
się, że problemem jest np. zbyt krótka faza ciałka żółtego, która uniemożliwia
utrzymanie ciąży – a takie rozpoznanie można bez trudu zrobić właśnie poprzez
obserwację cyklu i w bardzo prosty sposób zapobiec temu problemowi! Ponadto
sama profilaktyka zdrowia kobiety jest tu bardzo istotna. Obserwacja cyklu
pomaga szybko wychwycić problemy z hormonami, które mają wpływa na cały nasz
organizm!
Ostatnio wpadł mi w ręce marcowy numer miesięcznika
„Zwierciadło”. Wywiad z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem pt. „Targowisko
niewolnic” dotyczył pytania o cud tabletki antykoncepcyjnej. Czytałam ten
niedługi wywiad lekko już śpiąca i nastawiona raczej na to-co-zwykle. A tu?
Krytyczne spojrzenie. Jednak antykoncepcja to pozorna kobieca wolność. Jednak
to może być niezbyt feministyczne. No ale nic – to dość logiczne. Ostatnie
pytanie zupełnie mnie obudziło, pytanie o to, jak kobiety mają chronić swoją
wolność? Cytuję odpowiedź: „(…) Prawdziwym zbawieniem dla kobiet może się
okazać – lekceważona przez ogromną ich większość, uznawana za zbyt ryzykowną –
metoda kalendarzykowa. (…) Tylko autonomiczne zarządzanie własną rozrodczością
da kobietom wolność odporną na dekoniunkturę, kaprysy rynków i systemów. Jeśli
metoda kalendarzykowa nie jest wystarczająca, to trzeba szukać innych, które z
pewnością zostały gdzieś, w odwiecznych annałach kobiecej zaradności zapisane,
albo takich o których nikt dotąd nie słyszał.”[2]
Oczywiście, całkowicie nie zgadzam się z używaniem tu wciąż
tego mitycznego „kalendarzyka”, bo to tylko pogłębia krążący mit, ale ta
wypowiedź z ust znanego psychologa, idąca w tym kierunku, aby poszukiwać nowych
rozwiązań albo wykorzystać te, które już są (a są, są!), to znakomita intuicja
Eichelbergera. Metoda kalendarzykowa nie jest wystarczająca, ale już NMRP –
tak! I choć w głosie rozmówcy widać trochę nostalgii: bo może jeszcze nikt nie
słyszał o jakimś dobrym rozwiązaniu, to aż chciałabym odpowiedzieć: wielu
słyszało I Wy też, drogie czytelniczki Kobietnika!
Katarzyna Marcinkowska – redaktor naczelny portalu
za-kochanie.pl, nauczyciel naturalnego rozpoznawania płodności wg metody prof.
J. Rötzera, autorka książki „NPR jest OK.!” (wyd. Rubikon 2012), inicjatorka
warsztatów dla kobiet w Centrum Budowania Relacji w Krakowie, a przede
wszystkim szczęśliwa żona.
[1]
J. Rötzer, Sztuka planowania rodziny, wyd, Vocatio, Warszawa 2011, s. 98-99.
[2]
Targowisko niewolnic rozmowa z
Wojciechem Eichelbergerem [w:] Zwierciadło, nr 3/2012, s. 132.
fot. freedigitalphotos.net
Kilka razy podchodziłam do metod naturalnych, ale... to jest absolutnie nie dla mnie. Po pierwsze obserwacje różnych wskaźników nie nakładają sie na siebie (z każdego wywnioskować mogłam zupełnie inne daty. Zapewne autorka zaraz wywnioskuje, że źle interpretuję, albo zbyt mało wiem;) ). Po drugie- zaburzały zupełnie moją spontaniczność, a co za tym idzie libido. Chyba jestem wyjątkowo przekorną osobą, skoro wykazywałam jakiekolwiek chęci tylko wtedy, kiedy "nie mogłam", a wtedy, kiedy ewentualnie się dało, moja głowa mówiła stanowczo "STOP". Użerałam się tak coś ok. 4 miesięcy (najdłużej) i wiem, że nie są to metody dla wszystkich. Podziwiam pary, którym jest z tym fajnie (bo wiele jest pozytywnych stron), ale... No właśnie, dla mnie jest zbyt wiele "ale". Największym- negatywny wpływ na libido. w sumie, to dzięki temu działały idealnie (w sensie zapobiegania ciąży) ;)
OdpowiedzUsuń@Alcyna - a tabsy anty nie obniżają libido? Ja nie miałam kompletnie ochoty przy nich. Wydaje mi się, że cztery miesiące praktyki to mało - nie miałaś chyba motywacji także, skoro się poddałaś. A wg jakiej metody próbowałaś, z ciekawości?
OdpowiedzUsuńAlina
Alino, generalnie nie była to konkretna metoda. Zwyczajnie obserwowałam kilka różnych czynników: szyjkę, śluz, temperaturę jako podstawę. Do tego właśnie libido,ogólne samopoczucie itp. Każdy z tych trzech podstawowych wskaźników pokazywał mi coś zuuuupełnie innego :O temperatura i szyjka rozjeżdżały się nawet o tydzień. Nie uważam, że 4 miesiące to krótko. 4 miesiące jako "metoda antykoncepcji", bo samoobserwację mam przerobioną dokładniej i dłużej, chociażby z czasów,kiedy próbowałam zrozumieć, skąd zaburzenia cyklu,przed planowaną ciążą. Znam swój organizm i wiem, że ma wyjątkowo trudny charakter ;) Kiedy podrzuciłam wykresy dziewczynom na 28 dni,żadna nie była mi w stanie ich zinterpretować :DDD I chórem twierdziły, że albo prowadzę źle obserwacje (a prowadziłam dobrze), albo coś jest nie tak, w sensie funkcjonowania całego tego mechanizmu. W to się wgłębiać tutaj nie będę, bo to jednak dosyć prywatna i intymna sprawa, kiedy nie robi się tego, jako anonim ;)
OdpowiedzUsuńA co do drugiej części Twojej wypowiedzi:
Tabletki anty są różne, to po pierwsze, po drugie- różnie wpływają na różne kobiety, a po trzecie- jest jeszcze kilka różnych innych metod, które nie są wszak tabletkami :P, ba- nie są nawet innymi drogami podania hormonów :P
Alcyna, Alina - dzięki za głosy w dyskusji :)
OdpowiedzUsuńWiększość kobiet zapytana o to dlaczego neguje naturę, zaczyna wymyślać niestworzone rzeczy (z których Kasia będąca nauczycielem NPR się śmieje ;)
Chcemy poznać stanowisko naszych czytelniczek. Czy to, że nie komentujecie tego tematu wynika z tego, że go nie znacie? Czy też macie podejście do tego tematu - te sposoby są nie skuteczne?
Wydaje mi się, że te metody nie są odpowiednie dla osoby, która nie chce absolutnie mieć dzieci. Cykl jest chimeryczny i, żeby go w pełni zrozumieć, potrzeba miesięcy, jak same piszecie, więc to za duże ryzyko dla osób, które lubią uprawiać seks wtedy, kiedy chcą a nie wtedy kiedy mogą a na dzieci reagują alergicznie.
OdpowiedzUsuńmetody naturalne dobre są dla kobiet z bardzo regularnym cyklem, z odpowiednią pracą, z regularnym trybem życia...na cykl ma wpływ tak wiele czynników, że naprawdę tylko te powyższe warunki oraz pełne zdyscyplinowanie mogą zapewnić odpowiednie wyniki obserwacji...
OdpowiedzUsuńobserwacja własnego cyklu jest wskazana każdej kobiecie, a szczególnie tej, która ma trudności z zajściem w ciążę...bo jako antykoncepcja, to według mnie taka rosyjska ruletka...
ja stosowałam i znam temat:)
moje wykresy i obserwacje były też bardzo ciekawe - chyba tak jak u Alcyny:D
Tara, z jednym się tylko nie zgodzę- do niczego nie jest potrzebna regularność cyklu :P No i w momencie, kiedy dobrze się to wszystko już zna, to regularny tryb życia również nie ma specjalnego znaczenia :D W tych metodach nie chodzi o to, że sobie coś wyliczasz, że po tym, jak było iles miesięcy wstecz, to sobie rozpiszesz na następne miesiące. Codziennie sprawdzasz i nawet jeśli tym razem ma się wszystko poprzesuwać, to to wiesz. Takie jest założenie. Na serio, serio ;) Ale nie można mieć takiej przekornej natury jak ja ;)
OdpowiedzUsuńCzęsto wiele kobiet mówi, że "próbowały, ale..." Jednak już fakt, że nie stosuje się żadnej konkretnej metody (=żadnych wyznaczonych zasad, które przecież wypływają z badań) trzeba uznać za błąd. Niepokrywanie się wskaźników nie jest problemem (zwłaszcza, że np. szyjka w metodzie Rotzera jest tylko wskaźnikiem dodatkowym). Natomiast cykle trudne w odczytaniu są przede wszystkim znakiem, że coś może się dziać w organizmie (brak/nadmiar jakiegoś hormonu) czy jakaś przypadłość, którą dobrze jest po prostu zdiagnozować i leczyć (i bynajmniej nie pigułką!) Poprawnie zinterpretować cykl można już w pierwszym cyklu obserwowanym, dla wprawy dobrze jest obserwować kilka cykli przed rozpoczęciem współżycia. Ale nie ma żadnej potrzeby „miesięcy praktyki”. I jak najbardziej naturalne jest, że libido największe jest w dniach płodnych (ach ta natura!), a gdy planujemy odłożyć poczęcie, wtedy unikamy zbliżeń w tych dniach.
OdpowiedzUsuńPodałam to już w tekście, ale powtórzę, że skuteczność metod jest porównywalna do tabletek antykoncepcyjnych (które nie są 100% skuteczne!) a przy fazie poowulacyjnej jest to skuteczność, gdzie wskaźnik PI wynosi 0! Gdy zna się swój organizm i przestrzega reguł interpretacji – bardzo trudno o błąd. Dla osób, które kategorycznie nie powinny zajść w ciążę (z powodu choroby etc.) są też specjalne zaostrzone reguły.
Pozdrawiam =)
Katarzyna Marcinkowska
Dodamy tylko do wypowiedzi Kasi, że jeżeli ktoś może to warto zapisać się na "Kurs naturalnych metod rozpoznawania płodności wg metody prof. Rotzera" które prowadzi Centrum Budowani Relacji - link do skopiowania i wklejenia do przeglądarki -
OdpowiedzUsuńhttp://centrumbudowaniarelacji.eu/component/seminar/?task=3&cid=13
Pani Kasiu, ja nie neguje tego, że w dniach płodnych naturalna rzeczą jest największe libido- to już natura tak wyregulowała (najbardziej rozsądnie w sumie). U mnie chodzi o to, że jeśli wiem "dzisiaj mogę, a czekałam", to jestem impotentem w 200% :DDDD Tak samo było podczas planowania dziecka- teoretycznie najlepszy czas na poczęcie, więc powinno się działać, a ja NIE!!! Absolutnie NIE!!!, bo jak jest wyznaczone, zaplanowane, zapowiedziane to nie i już :D dziecko na noc u babci, chata wolna, więc NIE, bo wiadomo, że taka sytuacja z góry kojarzy się jednoznacznie ;)
OdpowiedzUsuńI czy coś, żeby było skuteczne musi się nazywać??? Na serio? Mhm... ciekawe ;)
Oraz- tak- rozjazd wskaźników i niemożność interpretacji wynika z zaburzeń. Z zaburzeń, których już nic nigdy nie wyreguluje. Między innymi dlatego wiem, że to nie jest metoda dla mnie. Pomimo tego próbowałam, bo miałam wielką nadzieję, że jakoś to ogarnę.
Swoje zdanie wyraziłam tylko dlatego, żeby uzmysłowić zwolennikom naturalnych metod, że nie jest tak, jak najczęściej twierdzą w swoich wypowiedziach czyli, że ktos odrzuca te metody nie z niewiedzy czy nieodpowiedniego podejścia. Można je odrzucać z teorią w jednym palcu (bo nie wmówi mi nikt, że jeśli znam od strony medycznej działanie cyklu, przemiany itd., to muszę to wszystko opatrzyć cudzym nazwiskiem i włożyć w jedną konkretną ramkę. Wystarczy wiedzieć, co która rzecz oznacza i po co natura tak to skonstruowała ;)). Można odrzucać pomimo szczerych chęci. A czasami kobiety, czy pary, które mówią "to nie dla nas" traktowane są przez zwolenników metod naturalnych jak nieświadome półgłówki ;) Jak ciemna masa, która dała się wrobić koncernom, zamiast stosować coś, co jest za darmo, takie zdrowe i w ogóle. A to wszak nie zawsze jest tak. Są kobiety, które mają na tyle zaburzoną gospodarkę hormonalną, że nikt tego nie ogarnie. Są też pary, które ze względów psychologicznych nie przeskoczą tematu (i nie chodzi tu o brak zaufania do siebie, do obserwacji, do natury). Są kobiety na tyle roztrzepane, którym trudno będzie zapamiętać, że trzeba codziennie poświęcić sobie 2 minuty. Są wreszcie kobiety, które za Chiny nie wsadzą sobie palca, żeby zbadać szyjkę, albo śluz i nie dlatego, że są takie nieświadome i biedne głupie gąski. Każdemu wolno lubić co innego ;) Dla jednych metody naturalne to wolność, dla innych pęta. Mogę tak wymieniać i wymieniać. A dlaczego? Bo strasznie nie podoba mi się podejście zwolenników do tych, którzy mówią nie.
Aaaa, mam nadzieję, że się nikomu ciśnienie nie podniesie, bo nie w tym celu to piszę :D
Ja szczerze podziwiam pary, którym to odpowiada, które czują się szczęśliwe z metodami naturalnymi. a przede wszystkim zazdroszczę kobieotm, których organizmy funkcjonują normalnie ;)