Na parapecie w kuchni stała szklanka. Zwykła, bezbarwna, niczym nie
wyróżniająca się szklanka. Czasem ktoś pił z niej herbatę, czasem ktoś
rozcierał mąkę, a czasem ktoś wstawiał w nią kwiaty. Ani ludzie, ani
inne sprzęty nie zwracały na szklankę zbyt wielkiej uwagi.
Szklanka stała na parapecie i marzyła. Cóż innego może robić
szklanka? Czasem wyglądała przez okno, czasem obserwowała krzątających
się w kuchni gospodarzy, najczęściej jednak jej wzrok skierowany był na
kredens, gdzie, za ornamentowaną szybką stały dumne i niedostępne
kieliszki. Nasza szklanka oddałaby wszystko co miała za kilka chwil
spędzonych na tej półce. Powód był prozaiczny – była beznadziejnie
zakochana w kieliszku do szampana.
Stał tam od niepamiętnych czasów: smukły, wyniosły, arystokratyczny.
Nawet jego współtowarzysze spoglądali na niego z szacunkiem. Kieliszek
stał wytrwale w jednym miejscu i wzrok miał wbity w nieskończoność. Nie
zwracał uwagi na gwar w kuchni, na sprzęty, na ludzi, ani tym bardziej
na biedną szklankę z parapetu.
Nasza bohaterka cierpiała niezmierzone katusze, bo i cóż miała robić?
Kim była dla szlachetnego kieliszka, wyjmowanego z kredensu jedynie na
uroczyste okazje, pospolita szklanka, stworzona do pospolitej pracy? Ba,
kieliszek nawet nie wiedział o jej istnieniu i prawdopodobnie nigdy nie
miał się dowiedzieć! Dlatego też szklanka była bardzo nieszczęśliwa i,
gdyby to było możliwe, na pewno miałaby złamane serce. Taki jest
niestety los pospolitej szklanki z parapetu beznadziejnie zakochanej w
kieliszku do szampana.
Aż, któregoś dnia, coś się zmieniło. Szklanka ze zdumieniem odkryła,
że pomiędzy parapetem a kredensem pojawił się znikąd wielki szklany
blat, a na jego środku stał… On! Kieliszek do szampana! I patrzył się na
nią z wyczekiwaniem!
Szklanka, gdyby umiała, to zemdlałaby z wrażenia. Oto obiekt jej
westchnień, do dzisiaj czysto hipotetyczny i zupełnie nierealny, stał w
jej zasięgu. Nie było dla nie jasne, co się stało, skąd wziął się blat i
dlaczego na jego środku stał ukochany kieliszek. Ale przecież nie było
to ważne! Mogła się w końcu do Niego zbliżyć, być przy Nim, dzielić z
Nim jedną przestrzeń, a On.. On na nią czekał!
Szklanka nawet nie wiedziała kiedy i jak znalazła się przy swoim
Ukochanym. Zapadła chwila wyczekiwania, rozkosznie długa i jednocześnie
niemiłosiernie przeciągająca się. On patrzył na nią z dobrocią,
łagodnością i tak wielką czułością, że gdyby szklanka miała nogi, na
pewno by się pod nią ugięły. A ona, mała i skromna wyrażała całą sobą
bezgraniczne uwielbienie i niepohamowaną radość ze spełnionego marzenia.
- Jak… jak to możliwe? – szepnęła szklanka.
- Marzyłaś o mnie, więc oto jestem – odpowiedział kieliszek. – Jestem i będę tu do końca naszego trwania.
Szklance ze wzruszenia zawirował świat.
- To… to prawda? Marzenia się spełniają? Będziesz mnie kochał tak jak ja kocham ciebie? Na zawsze?
- O, tak - powiedział. – Będę cię kochał tak jak ty mnie kochasz. Na zawsze.
- I nic nas nie rozłączy?
- O, tak - powiedział. – Będę cię kochał tak jak ty mnie kochasz. Na zawsze.
- I nic nas nie rozłączy?
- Nic nas nie rozłączy.
- Jak masz na imię? Czy zdradzisz mi swoje imię? – wyszeptała wzruszona szklanka.
- Nie wiesz? Nie domyślasz się?
- Nie, najdroższy. Nie znam twojego imienia.
- Złudzenie – oparł kieliszek. – Tak brzmi moje imię.
“Ach...“ - zdążyła tylko pomyśleć szklanka, ześlizgując się nagle z wyimaginowanego blatu i rozsypując się w drobny mak.
Wrooblonek
tekst pierwotnie ukazał się na blogu http://trochekultury.wordpress.com/
Tak kończy wiele szklanek... a gdyby wiedziały, że nie są pospolite... a gdyby... ;)
OdpowiedzUsuńOo, super komentarz, daje do myślenia;) Bajka bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńJakże brutalna bywa prawda...
OdpowiedzUsuńSliczny tekst kazdy sobie reszte dopowie a my nadal bedziemy marzyc , ze kiliszek powie to co chcemy...
OdpowiedzUsuń