Jestem za, a nawet przeciw




Wrzesień to czas deklaracji. Na jakie zajęcia będą maluchy uczęszczać, czy się ubezpieczają w szkole, czy można udostępnić wizerunek dziecka na stronie internetowej placówki, czy może je obserwować psycholog, czy wyrażamy zgodę na fluoryzację… Ten ostatni problem ma moja koleżanka. Sama niezbyt miło wspomina te akcje z czasów jej dzieciństwa, nieprzyjemny smak preparatu, przymus, no i poczucie, że to i tak nic nie daje. Choć w przypadku jej dziecka uważa, iż nie ma potrzeby, by stosować fluoryzację, gdyż kupuje dziecku pastę z fluorem, a przedawkowanie nie jest dobre dla zdrowia.

Wielu rodziców unika szczepień.  I nie chodzi tu o te dodatkowe, zalecane, ale o obowiązkowe. Nie chcą w ogóle szczepić pociech, uważają, że działanie szczepionek nie zostało sprawdzone, zweryfikowane, że jest ich zbyt dużo. Mają swoje koncepcje w tym względzie, szukają autorytetów popierających takie postępowanie, nie zawahają się nawet zapłacić kary, byleby tylko nie poddawać dziecka szczepieniom.

Zapewne pocieszające w tym wszystkim jest to, iż staramy się zawsze postępować jak najlepiej ze względu na dobro dziecka. Programy fluoryzacji mają na pewno dobry wpływ na tę część populacji, której jakoś „nie po drodze” ze stomatologiem, jeśli mamy jakieś wątpliwości, nie zawadzi konsultacja z dentystą, który zazwyczaj przyjmuje nasze dziecko w gabinecie. Co do szczepionek – faktem jest, iż maluch musi naprawdę sporo ich przyjąć, a od szczepionek z rtęcią się odchodzi, więc argumenty przeciwników nie są bezpodstawne. Choć czy całkowita rezygnacja ze wszystkich jest istotnie takim idealnym rozwiązaniem?

Generalnie rzecz ujmując – dobrze, że mamy jednak jakąś możliwość wyboru. Niech zatem będzie on zawsze jak najlepszy.


Katarzyna



Komentarze