Skok






Kilku moich znudzonych życiem znajomych znalazło nową rozrywkę. Ja również, przypadkiem, zostałem wtajemniczony. Wszystko zaczęło się od dnia kiedy z impetem otworzyłem drzwi do pomieszczenia, w którym z przejęciem dyskutowali. Wpadłem tak szybko, że nie zdążyli "wyhamować" rozmowy i usłyszałem: "Wskakiwanie do innego świata... na koszulce... obrazek..." Absurdalny zlepek słów zaciekawił mnie i zacząłem dopytywać o co chodzi. Ociągali się ale równocześnie nie potrafili ukryć podniecenia. Z wypiekami na twarzy jeden z nich przedstawił ogólny zarys ich nowego zajęcia. Byłem zszokowany! I rozbawiony. Cały pomysł był niewiarygodny ale byli tak rozemocjonowani, że pomyślałem, że muszę się przekonać na własnej skórze czy to prawda czy tylko majaczenie napuszonych japiszonów (jakimi moi znajomi niezawodnie są).

I oto, po kilku próbach, sztuka, której adeptem się stałem, stała się moim głównym zajęciem. Teraz szykuję się do kolejnego podboju nowego świata. 

O, weźmy chociażby tę osobę w koszulce z kolorowym nadrukiem. Na brudnoróżowym tle palma, droga i cadillac - pasuje! Rozpędzam się nieznacznie i...wskakuję do obrazka na t-shircie. Proste i bezbolesne. Jest popołudnie, gorące powietrze stoi w miejscu, bez dźwięków - nie można nawet powiedzieć, że jest cicho - po prostu bezdźwięcznie. Nudno, bez życia - cukierkowy, amerykański sen. Jestem sam, nie dzieje się nic a jednak znajduję się w nieznanym obszarze. Wałęsam się chwilę po rozgrzanej ulicy. Ciężko wytrzymać bez ani jednego podmuchu wiatru. Wydaje mi się, że gdzieś na skraju obrazka widziałem kawałek oceanu. Obracam się o 360 stopni - wody ani śladu. Wyskakuję więc bez żalu, że nie dokonałem głębszej eksploracji obrazu.

Na początku, przed rozpoczęciem zabawy, dostałem od bardziej doświadczonych kumpli listę rzeczy dozwolonych i zabronionych w tej grze. Nie można wskakiwać w plakat lub billboard - obraz musi być na żywym stworzeniu/osobie. Jeśli ktoś ściągnie koszulkę, mam 30 sekund, żeby z niej wyskoczyć - potem materiał ostygnie i będę uwięziony. Jeśli ktoś w koszulce umrze, zostanę wyrzucony razem z duszą ulatującą z ciała...Niegroźna zabawa?
Znajomi ostatnio już się w to nie bawią. Komuś coś się niby stało... mówili, że to niebezpieczne... Nie słuchałem, straciłem z nimi kontakt. Zresztą, kto chciałby spotykać się ze starymi kumplami, mając do wyboru całkiem inny wymiar rozrywki? Mnie pochłania bez reszty!

Wróćmy do reguł. Nie zasypiam w świecie obrazkowym choćby mięli tam królewskie łoża. Mógłbym przegapić moment ściągania koszulki a nie uśmiecha mi się czekanie, aż ktoś założy ją kolejny raz. Trafię na pedanta, który wrzuci mnie bez pardonu do pralki i ulewa gotowa. Mam na myśli ulewę przez gigantyczne U. Słyszałem, że można też przez taką nieuwagę trafić do darów przeznaczonych dla biednych lub osób z trzeciego świata. Nie chcę nawet myśleć ile kosztowałby bilet powrotny kiedy w końcu ktoś założyłby koszulkę na siebie np. w afrykańskiej wiosce... Zresztą nawet powrót z parafii obok byłby kłopotliwy.
Nie! Żadnego snu w koszulce.

Jazda bez trzymanki przytrafia się wtedy kiedy bluzka ma wzorki - plątanina linii (np. maoryskie wzory) działa jak najlepsze zjeżdżalnie! Gorzej, kiedy wzór kończy się urwaną kreską - lądowanie na czterech literach, nawet w koszulkowym świecie fantazji, do przyjemnych nie należy. Nigdy też nie wskakuję we wzory ostro zakończone - koła zębate lub rozcapierzone gwiazdy mogą się dać nieźle we znaki. 

Kiedy mam ochotę na krótkie wakacje wskakuję na plażę a jeśli jestem głodny rzucam się na muffina z kremem lub uśmiechniętą parówkę. 

Jeżeli chodzi o doznania, to rodzaj bawełny/materiału nie ma znaczenia. Taki sam standard doświadczeń jest w koszulce z Tesco i od Prady. Kolory sprane ożywają po wkroczeniu w obraz. Kreskówki pozostają rysunkami. Kiedy na koszulce są napisy, muszę liczyć się z tym, że od czasu do czasu słychać je - są wygłaszane jak hasła reklamowe. Bardzo spodobał mi się kiedyś czerwony t-shirt z napisem "wolność dla pikseli" - kolorowe kwadraciki biegały wesoło w kółko lub zbijały się w kupkę i rozpryskiwały na boki - ale nie mogłem znieść tego sloganu wykrzykiwanego co pięć minut. Potrafiło to zepsuć całą zabawę.

Kiedy wyskakuję z jednej koszulki mogę zderzyć się z kolejną osobą w T-shircie z innym obrazkiem. Może być nieprzyjemnie bo tego nie wybrałem - przypadek - nie wiadomo do jakiego świata się wskoczy. Nie chciałbym się np. znaleźć zbyt blisko pitbulla lub wpaść pod rozpędzony pociąg. Do tej pory nic takiego się nie zdarzyło - odpukać.

Słoneczny poranek. Spaceruję po ulicy, kopiąc przed sobą kredę, którą jakieś dziecko lub uliczny rysownik zostawili wczoraj na chodniku. Za każdym potrąceniem stopą kreda zmniejsza się, zostawiając niebieskie ślady na rdzawej, betonowej kostce.
Nie mogłem spać po wczorajszej wizycie w obrazku z hawajską tancerką hula... Pewnie już nigdy jej nie zobaczę ale po krótkiej znajomości nie byłem w stanie zdecydować się na pozostanie z nią do końca życia lub... chociaż o jeden dzień dłużej. Gdy tylko zauważyłem pierwsze symptomy ściągania koszulki, wyrwałem się z jej ponętnych ramion i oddałem długi skok w stronę, z której przybyłem. Cóż...nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Tyle już razy obiecywałem sobie, ze nie będę wskakiwał w obrazki z pięknymi kobietami ale trudno się czasem oprzeć! Znajomości w normalnym świecie nie cieszą już tak bardzo jak podboje w koszulkowych rajach...

Muszę szybko znaleźć coś nowego, zajmującego na tyle, żeby o niej przestać myśleć. Potrzebuję szalonego obrazka, zakręconego i nie dającego szans na wspomnienia - sto procent adrenaliny. Przydałaby się koszulka jakiegoś motocyklisty z szybkim motorem i długą prostą w nieznane. O coś takiego ciężko jednak o poranku - zmęczeni po nocnych imprezach kierowcy jednośladów jeszcze pewnie nawet nie otworzyli sklejonych powiek - śpią, chrapiąc przeraźliwie, a ślina cieknie wąską stróżką po zmierzwionych brodach, zaplecionych na końcach w warkoczyki. Brr! O tym też lepiej nie myśleć.

Jestem na głodzie! Nie mogę wrócić do Hawajki, nie wiem nawet gdzie w tym momencie jest t-shirt przez nią zamieszkany. Odzwyczaiłem się też od zwykłych czynności - nie cieszy mnie chodzenie do kina, na spacer, czytanie książek, chociaż pamiętam jak światy w nich opisane potrafiły mnie wciągnąć... Teraz straciły urok - wszystkie, co do jednej! Grr, niech no tylko podejdzie ktoś w koszulce, teraz już jakiejkolwiek. Wygląda na to, że dzisiaj wszyscy przechodnie postanowili zrobić mi na złość i założyć sztywne, gładkie koszule i bluzki, w dodatku pod garnitury i garsonki.

Zza szarego budynku wyszedł długowłosy blondyn w surferskiej bluzie z obrazkiem ostro załamującej się fali, w której świetle walczy z żywiołem surfer. Postać zgina plecy, żeby zmieścić się pod postrzępioną grzywą i przeczesuje ręką szmaragdową ścianę wody, pędząc na desce w stronę największego spiętrzenia fali. To on! To ona! Koszulka idealna dzisiaj dla mnie! Już drepczę w miejscu, niecierpliwie, radośnie i bez chwili wahania rzucam się do środka, w wir fali. Jak chłodna jest toń, jak wielka siła oceanu! Spycham surfera z deski i mistrzowsko (chciałbym!), a w rzeczywistości w rozpaczliwym stylu, pokonuję drogę do plaży. Nie zrażony kiepskim początkiem, wracam na głębię i oczekuję na kolejną falę. I następnych sto! Zatracam się w tym zajęciu, kręci mi się w głowie, chwilami nie wiem czy walczę z żywiołem czy z samym sobą. Mijają godziny...Bosko zmęczony, kołysany falującą powierzchnią wód, zapadam w letarg i nie zauważam nadchodzącego olbrzyma - fala kotłuje się, warczy z oddali, potężnieje i jej ogromna siła wypycha mnie na plażę. Nie! Wyrzuca mnie z koszulki!

Brutalny wyskok i automatyczne zderzenie z innym t-shirtem. Ups! Kątem oka zdążyłem zauważyć na nim wysoką, zakapturzoną postać o skośnych, pustych oczach na czarnym, niespranym tle. Świst kosy w jej ręce przeszył moje bębenki. Dosłownie! Ciepła krew pociekła z ucha. Mój żałosny krzyk: "nie wiedziałem, że można umrzeć w koszulce!" wydostał się jeszcze na zewnątrz. Zdezorientowani przechodnie rozejrzeli się dookoła. Potraktowali to jak kolejne dziwne hasło reklamowe - zbyt głośne i natarczywe - i poszli na realną plażę, w stronę czerwonej tarczy słońca, chowającego w oceanie swoją twarz.




Komentarze

  1. Czułam, że się rozkręca... i nagle zaskoczył mnie koniec.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, opowiadanie musi mieć koniec prędzej czy później;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)