Kalosze, proszę!



Październik daje znak, że pora na zakup odpowiednich butów na jesień. Może padać, albo i nie. Ha! Nie zamierzam popełniać poradnika na temat „jak kupić kalosze”, chociaż mam pewne chęci i ciągoty ku temu ;) Na tę chwilę, tak mnie jakoś natchnęło na opisanie wspomnień i takich tam…

Jeszcze dwa lata temu mieszkałam w mieście. W dużym, zabytkowym i na wzmiankę o nazwie, wywołującym u niektórych niezrozumiałą dla mnie zazdrość ;> Nieważne jakie to było miejsce, ważne, że gumowe, wodoszczelne obuwie to był raczej modny element garderoby, aniżeli niezbędny do przetrwania w miejskiej dżungli jego rodzaj. Tak więc, jako niezwykle praktyczna i rozsądnie zarządzająca budżetem domowym kobieta, odpuściłam sobie takie fanaberie. Przyglądałam się jeno czasem niewiastom w sklepach osiedlowych, które w lekką mżawkę, w całkowicie wybetonowanym świecie, rano po świeże bułeczki biegały w modnych, kwiecistych kaloszach. Czasem, gdy kolejka była długa przyglądałam się im dłużej i gdybałam… jaki kapelusz to takiego obucia pasuje? Taki jaki noszą rybacy, ale w tęczowe wzory? A rękawiczki? A biżuteria? A szal? :D

No ale zastanówmy się jakie są w ogóle rodzaje kaloszy? Bo jest w czym wybierać:
- gumowe wsuwane klapki, zabudowane na przedzie ale bez pięt, spełniają swoje zadanie ochrony przed poranną rosą....do czasu, gdy nie stanie się nimi na grabiach... auuuć! ;
- gumowce tuż za łydkę, raczej pod spodnie, nic ciekawego ;
- kalosze przed kolano, wellingtony marki Hunter ( na znanym portalu aukcyjnym oryginalne można nabyć za ok 400 PLN), są przedmiotem pożądania modnych kobiet... i noszone przez nie nie tylko w deszczową aurę ;)
- kolorowe kalosze, we wzory i kolory jakich dusza zapragnie ;
- buty przeciwdeszczowe na obcasie? aż mi się wyrwało "bez jaj", ale drętwe spojrzenie sprzedawczyni znowu dało mi znak - ach ten mój jęzor ;P
- kalosze rybackie... no nie, poddaję się, bo jeszcze musiałabym rodzaje wędek i spławików kategoryzować.

A więc jak same widzicie jest w czym wybierać. I czemu dziwić się kobietom? Kalosz kaloszowi nierówny!

Wracając do mojego miejsca zamieszkania....tamta metropolia nim już nie jest  Jestem wiejską, prostą kobietą. I zabawne, mam miastowe kalosze, o proszę! Takie kwieciste :)

Teraz stojąc po chleb, czy nawet i bułki, w naszym lokalnym sklepie ogólnoprzemysłowym, nie wyróżniam się w tłumie. Zwłaszcza, gdy stoi przede mną pan gospodarz w ubłoconych filcakach (buty ocieplane gumowane).

Bez kaloszy na wsi, to jak bez szufli w śnieżną zimę! Zatem – kalosze, proszę ;)

Gosia
fot.stock,xchng


Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)