Zapomniałam, że... jestem szczęściarą.




Twój upragniony i w pełni zasłużony relaks w wannie nieoczekiwanie przerwał dźwięk telefonu. Wynurzyłaś  się z cudownie ciepłej wody i ubraną w pianę dłonią odebrałaś, by usłyszeć:

- Oni mnie nie lubią… Powiedz, czemu oni mnie nie lubią?... Kiedy ja ich tak lubię… Co jest ze mną nie tak, że mnie nie chcą w swoim towarzystwie? Bo jestem taka małomówna, nieciekawa, nudna, beznadziejna? Naprawdę jestem taka beznadziejna?... buuuuu…

- You are smaaaaart! you are goood! you are beautifuuuuul! – powiedziałaś.

Dziękuję Ci.


**********************************************


Czy ktoś z Was czuł kiedykolwiek sympatię do osoby, która tej sympatii nie odwzajemniała? 
Próbowaliście kiedyś wkupić się w towarzystwo, które okazywało się dla Was niedostępne? 
Zabiegaliście o uwagę osób, które Was ignorowały?

Zupełnie niedawno uświadomiłam sobie, jak wielki błąd popełniałam, wciąż oglądając się za ludźmi, którzy nigdy nie spoglądali w moją stronę. Dostrzegłam absurd sytuacji, w której lgnęłam do ludzi, którzy nigdy nie byli mi bliscy, gdy oczekiwałam zainteresowania od osób, które nie chciały mnie poznać.

Mnóstwo czasu straciłam oraz zmarnowałam furę chusteczek higienicznych rozmyślając, jak zdobyć kilka zamkniętych na mnie serc. Bezskuteczne próby zaistnienia w niedostępnym gronie na długi czas podcięły mi skrzydła i mocno skopały poczucie własnej wartości. W potokach łez zastanawiałam się, jaka powinnam być, co ze sobą zrobić, jak się zmienić i czy potrafię…

I nie wiem, jak długo mogłoby to jeszcze trwać, gdyby Ona wtedy nie wynurzyła dłoni z wanny, by poświęcić mi 58 minut swojego życia na rozmowę, która mnie uzdrowiła.

Teraz widzę, czuję i wiem, że przecież nie jestem samotna. Ona przypomniała mi o ludziach, którzy zawsze  są przy mnie, którzy mnie kochają i wypełniają moje życie treścią. Ona przekonała mnie, że nie muszę się zmieniać, bo są tacy, którzy chcą mnie właśnie taką, jaka jestem.

I dzisiaj jest ten moment, by grzmotnąć się w piersi i przeprosić Przyjaciół za to, że ich nie doceniałam. Przeprosić za to, że tak spowszedniała mi ich obecność, że zapomniałam, by się nią cieszyć. Przeprosić za to, że czułam się nieszczęśliwa, mimo bliskości i ciepła, którego od nich nigdy mi nie brakowało.

An, dziękuję, że uświadomiłaś mi, że nie potrzebuję tych, którzy mnie nie potrzebują i pomogłaś mi spojrzeć we właściwym kierunku.

Dziękuję tym, którzy nawiązują, budują i utrzymują ze mną relacje – tworzycie mój piękny świat, Kochani, naprawdę piękny i bezcenny.


PS. Zaniepokojonych patetycznym stylem i poważnym tematem tekstu pragnę uspokoić. To nie pożegnanie i nie wybieram się jeszcze do krainy wiecznych łowów. Tak tylko chciałam zasygnalizować, że wirtualnamonia, oprócz zrytego beretu, ma także serce… i czasem pozwala mu dojść do głosu.

Komentarze

  1. Nigdy nie wątpiłam, że WM (co kiedyś wypisywane na drzewach znaczyło prawie tyle co zapowiedzi w kościele) ma całkiem sporo pod gęstym puklem włosów ;)
    Zastanawiam się tylko, czemu z tak perfekcyjną dokładnością ukrywasz swoje jakże fantastyczne atrybuty.

    Co do poszukiwań, zabiegań, prób, podchodów - znany mi temat, może nawet bliźniaczy do Twojego, ale o tym na priv Wirtualna za to bardzo Prawdziwa Moniu :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz ja się zastanawiam, co miałaś na myśli (patrz zdanie drugie). Ale to temat na priv. zdecydowanie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)