Bileciki do kontroli, czyli kolej na kolej.




Mało brakowało, a nie pojechałabym. 

W poczekalni na zaplutym dworcu było w tym czasie kilka osób – bajeczne towarzystwo, jakiego nawet moje bystre oko dawno nie oglądało. 
Duet śpiących na dworcowych ławkach kloszardów walczył o palmę pierwszeństwa w konkursie piękności z parą rozwalonych pod ścianą wykolczykowanych punków. 

Na schodach siedząc, wytatuowany od stóp po kokardę ćpun toczył bełkotliwą dysputę ze swym alter ego. 

Trzej królowie życia dyskretnie ulokowani za gigantyczną donicą ze zdechłym fikusem, z podziwu godnym upodobaniem degustowali wino marki wino z butelki owiniętej w gazetkę Kauflandu. Parę chwil obserwacji niczego nie podejrzewających żulików (albowiem przekonani byli o swym sprycie i perfekcyjnym opanowaniu sztuki kamuflażu) wystarczyło, by wydedukować, że smaczyli wino Komandos, które, jak powiadają, powala znienacka. Nie trzeba było długo czekać, by jeden z nich zgiął się gwałtownie, jakby nagle ugodzony w splot słoneczny. Resztę widowiska przed moim wzrokiem skryła miłosiernie gigantyczna donica.

Potem w pobliżu przeszła jeszcze niewarta uwagi pani z pieskiem. Piesek dłuższą chwilę zainteresowania poświęcił opuszczonemu kioskowi Ruchu, w końcu zostawiwszy na nim swoje „tu byłem”, bez pośpiechu oddalił się z pańcią w nieznanym kierunku.

Wrażliwa na piękno i zachwycona niepowtarzalną atmosferą tego miejsca zapragnęłam pobyć tu dłużej. Niestety. Zegar nieubłaganie przybliżał mnie do godziny odjazdu mojego pociągu. Poprzysięgłam więc sobie w duszy, że jeszcze wrócę i potruchtałam w kierunku kasy biletowej.

A w kasie przywitała mnie ziejąca pustką dziura okienka. Zajrzałam do środka – nikogo. Ani na krześle przed komputerem, ani obok krzesła, ani pod biurkiem, ani koło zdezelowanej szafy na <niewiadomoco>. Żadnej kartki „poszłam siku – zaraz wracam”, ani „samoobsługa”. 

Tymczasem zegar uprzejmie informował mnie, że mój pociąg planuje odjechać za 3 minuty, a rozum podpowiadał, iż może się zdarzyć, że moja prośba, by poczekał, zostanie rozpatrzona negatywnie. 

Niepomna zatem na nauki mamy, która powtarzała „nie wywołuj pani z kasy”, wetknęłam głowę w okienko i chrząknęłam raz a porządnie, a potem dla pewności dwa razy kaszlnęłam znacząco. No i stało się. 

Z zaplecza wytoczyła się naładowana grzmotem i siarką Gburia Furia. Walnęła siedzeniem o krzesło i fffu!  - odwróciła ku mnie głowę z impetem ciosu Chucka Norrisa. 

„Do Krakowa poproszę… ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy… Cały, tak jest. I… reszty nie trzeba.” 

Ryms! Pani ładna trzepnęła biletem o blat.
Ryms! Za biletem poleciało 50 groszy reszty.
Ufffff! Przeżyłam. 

W ostatniej chwili dobiegłam do pociągu. Weszłam do pustego wagonu i zaczęłam zastanawiać się, gdzie usiąść. W końcu wybrałam sobie przyjemne miejsce przy oknie. 

Ale nie uwierzycie! Okazało się, że wszyscy tak robią. 
Na kolejnych stacjach wsiadały pojedyncze zabłąkane dusze, które zamiast sadzać tyłek na pierwszym z brzegu siedzeniu, pielgrzymowały od końca do końca po całym składzie w poszukiwaniu… no właśnie, czego? Podgrzewanych foteli i stewardessy z drinkami? Ładniejszych widoków z okna?

Ostatecznie moim towarzyszem podróży został młody mężczyzna w zabójczo czystych białych adidasach, pachnący, schludny i uśmiechnięty. Siedział grzecznie, a z uszu wystawały mu kabelki. 
Miejsca po drugiej stronie przejścia zajęły dwie babciółki, których rozmowy pragnęłam nie słyszeć. 

Wylogowałam się. Pochłonęła mnie lektura.

W pewnym momencie dotarło do mnie, że dziwnie długo stoimy na kolejnej stacji. Rozejrzałam się i rzeczywiście – wokół słychać już było niespokojne szepty i syk niezadowolenia zniecierpliwionych pasażerów. Po chwili do wagonu wszedł konduktor, by wyjaśnić, że do pociągu wtargnęła grupa kiboli bez biletów i pociąg nie ruszy do przyjazdu policji. 

„To skandal, pani! Czemu oni sobie biletów nie kupią, jak ludzie porządne kupują? Na narkotyki pieniądze mają, a na pociąg nie mają? To jest bandytyzm, pani!”

Zasępiłam się, słysząc tę nową w moim pojęciu definicję. Uzmysłowiłam sobie bowiem, że też kiedyś byłam bandytą. To było dawno, jeszcze w szkole średniej, ale zawsze – przejechałam całe dwa przystanki na gapę. To był bandytyzm. 

Właśnie miałam spuścić głowę i zacząć wstydzić się za siebie, kiedy do przedziału wtargnął jeden z bandytów z okrzykiem: „Jazda! Jazda! Jazda! Bia-ła gwiazda!”. Ruszył pędem między siedzeniami, by nagle przy nas zahamować z piskiem. „Cześć, Seba” – „No siema, Mario”. „Ty też na mecz?” – „A jak!”. „Przedstawisz mnie swojej pięknej koleżance?” I sru! Wyciągnięta dłoń bandyty Mario wystrzeliła w moją stronę. Zaskoczona, bąknęłam swoje imię. Miałam jeszcze dodać, że pisuję do Kobietnika i lubię garncarstwo użytkowe, ale już nie było okazji, bo rozmowa potoczyła się dalej. 

Dowiedziałam się, że o 18:00 Wisła Kraków zagra z Jagiellonią Białystok, że grupa kibiców w pociągu liczy 60 osób i że kierownik pociągu ściąga psy, żeby ich rozgonić. Patrzyłam na rozindyczone babciółki i z satysfakcją myślałam, jak to dobrze umieć się ustawić – ja, w razie zadymy, mogę spać spokojnie – między kumplami bandytami… 

W końcu przyjechały psy. Psy 2. Dokładnie. Dwóch gliniarzy w jednym radiowozie. Kilku zadymiarzy wyskoczyło na peron, by ich zabić śmiechem, ale tamci nawet nie wysiedli z samochodu.

Tymczasem Mario rozparty na siedzeniu w najlepsze o czymś nawijał, babciółki w myślach miotały gromy, lecz nie odzywały się ani słowem, czas leciał, a mi się zaczęło dłużyć. Odebrałam w międzyczasie dwa telefony od czekającej na mnie w Krakowie koleżanki i opiłowałam wszystkie paznokcie – nawet te, które tego w ogóle nie wymagały. W końcu odezwałam się mimochodem: 

„Czyli, że co? Nie odjedziemy dzisiaj?” 

Na to Mario spojrzał na mnie przeciągle… po czym wstał i wrzasnął: „OK, panowie, wysiadamy! Pojedziemy następnym!” i po chwili cała banda wysypała się na peron. I dacie wiarę? – Nawet się nie pożegnał.

Do dziś nie otrzymałam listu dziękczynnego za odblokowanie bez ofiar tamtego kursu - ani od zarządu PKP, ani od policji… ale jeszcze daję im szansę.

Komentarze

  1. ballada wagonowa :) -jak zwykle cudnie , akcja wielowątkowa i typy z popapraną reputacją az chciało by się śledzić losy bohaterów dłużej .ale cóż ....
    Możemy się spotkać i poznać bliżej ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)