Na widoku jelenia... cz 4





To nie było tak, że wpadliśmy do domu i w kilka sekund byliśmy nadzy. O nie! Weszliśmy, równo ułożyliśmy buty. On zdjął moja kurtkę i swoją. Usiadłam na kanapie, on naprzeciw na fotelu.
- To może zagramy w szachy? – zapytał.
- Żartujesz?
- Tak.
I wtedy się zaczęło. Przesiadł się, a rybki w akwarium patrzyły. I jeleń na ścianie zerkał. Popatrzył mi w oczy (pewnie, że nie jeleń, tylko Adam) i chwycił w ramiona. Pocałował mnie i zrobiło mi się w majtkach… zupełnie jak nastolatce. Skórzana kanapa była zimna, przynajmniej w pierwszej chwili. Czy ktoś chce czytać jak ze szczegółami wyglądało nasze zbliżenie?
Nie spieszył się, chociaż mógł. Byłam na tyle rozgrzana, że grę wstępna mógł ograniczyć do standardu. Całował piersi i brzuch, masował pupę, nie zapuszczał się w to miejsce. Ale widział po moich reakcjach, że chciałam już, teraz, natychmiast. I ja nie byłam bierna, takie pośladki, takie ciało. Gryzłam go delikatnie. On masował miejsca, które wskazałam mu jako stłuczenia pokuligowe. Gdy już wszedł, mknęliśmy jak przez te prerie... Dotarliśmy prawie równo. A rybki i jeleń ciągle patrzyły.
Opadł na mnie, a ja czułam się mega dobrze. To było dobre. To było świetne!

- Masz ochotę na kawę? - Zapytał po chwili.
- O tak – odparłam.
Ubrał się z grubsza i poszedł do kuchni.
- Łazienka jest tam – pokazał kierunek.
Zebrałam ubrania i przebiegłam tam szybko. Gdy wróciłam, kawa pachniała w całym domu.
- Chyba często dokarmiasz rybki, doskonale operujesz ekspresem do kawy.
- Nie tyle często same rybki, wystarczy obserwować gospodynię i wiesz gdzie jest kawa, mleko i tak dalej.

Nakarmił w końcu rybki. Usiedliśmy na tej kanapie, która jeszcze dobrze nie ostygła od naszych rozżarzonych ciał. Objął mnie i piliśmy kawę, w ciszy, którą przerywało tylko bulgotanie w akwarium.
- Kiedy wracacie?
- A co, już masz mnie dosyć?
- Hmmm… Jak byłem mały, zawsze pytałem babcię i innych gości kiedy wyjeżdżają. Mama mówiła, że wyglądało jakbym chciał ich się szybko pozbyć. A ja zwyczajnie chciałem wiedzieć jak długo będą, by zaplanować każdą chwilę i wykorzystać ich pobyt na maxa.
- Do dziś tak ci zostało?
- Mhm. Zostaniecie do Nowego Roku?
- Tak.
- No to zapraszam Cię, żebyś dołączyła do mojej kuzynki z rodziną i poszła ze mną do naszej remizy na Sylwestra.
- Czy to będzie taka wiejska potańcówka z kapelą ze wsi? Nie przepadam za tymi rytmami.
- Nie. Mamy kapelę, ale ona wykonuje swoje aranżacje piosenek znanych zespołów.
- O. No to pogadam z Justyną, nie wiem czy ona nie ma innych planów.
- Nie ma.
- Widzę, że wiele się dzieje za moimi plecami. Zdumiewa mnie ta wasza doskonała organizacja.
- A mnie zdumiewasz ty – i znów zaczęliśmy się całować.
- Muszę już wracać.
- Dać dzieciom jeść? Masz wolne, Justyna je nakarmi.
- Nie przywykłam, by sprawiać ludziom kłopoty, dokładać zajęć.
- Dla nich to żaden kłopot, oni są chętni do pomocy. A dzieci, zobacz jak się odnalazły w tej sielskiej krainie.
- Tu masz rację, co nie zmienia faktu, że to moje dzieci.
Podreptaliśmy do samochodu. Dzieci nawet nie zauważyły mojej nieobecności. Ale Justyna na mój widok uśmiechnęła się, tak po babsku. Ach Justyna, pomyślałam. Ty wiesz.

Wieczorem znowu padłam nad pierwszym rozdziałem książki. A może nad marzeniami sennymi… o pewnym tajemniczym facecie, który Harry'm Connick'iem nie był.

Rano Justyna zarządziła, że jedziemy na babski wyjazd do miasta. Powody ku temu były dwa – moje auto potrzebowało ruchu a ja sukienki na Sylwestra. Oszalała! Ale nie oponowałam.
- Czy Jacek nie będzie Ci przeszkadzał? – upewniałam się, pytając Roberta.
- O kim mówisz? O tym niesłychanie zdolnym konstruktorze? Szerokiej drogi!
Zabrałyśmy nasze dziewczyny i ruszyłyśmy.

W sklepie było tak:
- Ta sukienka zakrywa wszelkie atuty twojej figury - Justyna.
- Że jak? A mam jakieś? – ja.
- Ubierasz się zachowawczo, w co prawda dobrej jakości ubrania, ale bez polotu. Masz niezłą talię i takie cycki, że… O! Zobacz – tutaj pokazała mi coś, na co sama bym nie popatrzyła – Dekolt w szerokie U, pasek w talii. To jest dobre. Zmierz - zasunęła kotarę przymierzalni.
- Uwaga, uwaga, dziewczynki, zaraz zobaczycie co to znaczy być kobietą. – zapowiedziała mnie Justyna, a ja rozsunęłam kotarę. Dziewczyny klaskały z zachwytu..
- Mamo - Misia w końcu wydusiła z siebie – Wyglądasz pięknie.
- Ale czy aby na pewno to odpowiednia sukienka na Sylwestra? – bąknęłam.
- Tak. Przebierz się. Jeszcze buty, mamy szczęście, że są wyprzedaże poświąteczne. Torebkę ci pożyczę, a i z biżuterii coś wymodzimy - tak temat mojej kreacji sylwestrowej zakończyła Justyna.
Po zakupach poszłyśmy do baru na sałatki, potem małe zakupy dla dziewczyn i zakupy w markecie. Potem jeszcze targ warzywny. I wróciłyśmy do domu na wieczór.
- Tak to jest baby puścić gdzieś same – skwitował, bynajmniej nie ze złością, gospodarz domu.
- Gdzie można dostać takiego chłopa jak twój, Justyś?
- O, to gatunek wymarły, ja mój egzemplarz dostałam po znajomości – zaśmiała się, a ja razem z nią.

Adam nie zjawił się na kolację tego wieczora.
- Jaki jest Adam? Dlaczego jest ciągle kawalerem? Czy ma jakiś feler? – dopytywałam się Justyny, pomagając jej po kolacji w kuchni.
- Nie sądzę, żeby jego samotność była spowodowana jakimś brakiem. Myślę, że nie trafił na tą jedyną.
- A były jakieś?
- No pewnie. Wiele lat temu spotykał się z Aliną. Wydawało się, że wszystko będzie fajnie, ale ona nie chciała się wiązać. To dziwne, ale nie znam więcej szczegółów. Potem wyjechał do miasta na wiele lat, bywał tutaj rzadko. Wrócił, jak urodziła się nasza Basia. Sporo nam wtedy pomógł, i finansowo, i przy Basi. To facet, który potrafi odnaleźć się w wielu rolach. Potrafił nawet ją przewijać. Jest zresztą jego chrześniaczką.
- To tłumaczy dlaczego macie ze sobą taki świetny kontakt.
- Tak, to prawda. Zawsze był blisko. Jakieś dwa lata temu, może trzy, spotykał się z Kingą. Okazało się, że ona była z nim dla kasy. O tym powiedział mi jego brat, mieszka w lesie niedaleko…
- … i ma rybki – Justyś popatrzyła na mnie, a ja tylko się uśmiechnęłam - Ale jak to? Przecież on nie jest bogaty, mówił mi, że prowadzi nieduży lokalny interes…
- A ten interes ma kilka oddziałów w okolicy. To łebski facet. Ja myślę, że on nie chce powtórki z rozrywki. Chyba uznaje zasadę, że lepiej nie mówić calutkiej prawdy.
- Aha. Justyś, padam po tych zakupach. Dzieci zagonię do wyrek i idę romansować z twoją książką. Śpij dobrze.
- I ty także.
Tego wieczoru przeczytałam trzy rozdziały książki Justyny. I zasnęłam, rozmyślając o…

cdn...

Komentarze