Na widoku jelenia... cz. 5






Kolejnego dnia nie było żadnych planów. Zrobiło się kilka stopni cieplej i przed południem poszliśmy budować igloo. Ja i dzieci. Gospodarze zajęli się swoimi sprawami.
- Ciociu, a czy będziecie do nas przyjeżdżać częściej?
- Nie wiem Basiu. Jeżeli twoi rodzicie wytrzymają z nami jeszcze te kilka dni, to pomyślimy.
- Fajnie – i pobiegła obrzucić Jacka śniegiem. Ona chyba polubiła mojego Jacka. Te kobiety.
A ja ciągle myślę o Adamie, a on, od tego pamiętnego dnia, nie dał znaku życia. Może pomyślał, że jestem łatwa? Znać faceta kilka godzin i wylądować z nim nago na widoku rybek i jelenia, to nie jest normalna kolejność rzeczy. Ale w gruncie rzeczy nie było czego żałować. Było przecież…
- Dorota – wyrwał mnie głos Justyny – Adam dzwoni.
- Już idę. – NO! W końcu!
- Tak?
- Tęsknisz?- usłyszałam w słuchawce
- No troszkę.
- Musiałem wyjechać w interesach, ale już dziś wracam. Kolacja?
- O pewnie, Justyna dziś robi pstrągi i..
- Nie taka kolacja. Zapraszam cię do siebie.
- O! – byłam szczerze zaskoczona. – Muszę zapytać…
- Nie musisz, znasz mnie. Wszystko załatwione. Jutro tylko będziesz musiała być w domu z dziećmi, bo Justyna i Robert jadą rano do banku, a potem zakupy i temu podobne.
- No to do wieczora.
- Będę o siódmej. Pa.
Odłożyłam telefon.
- Dorota, jutro…- zaczęła Justyna.
- Wiem już wszystko. Pewnie, nie ma sprawy, dzięki za dziś!
Kolacja. Z Adamem. U niego. Kolacja z Adamem u niego. Kolacja…
Godziny ciągnęły się ślimaczo, dwunasta, dwunasta pięć, dwunasta trzydzieści… Kiedy będzie kolacja? Byłam niecierpliwa jak dziecko, któremu coś obiecano. W myślach ganiłam siebie „ bądź poważna, ten romans nie ma żadnych szans na przetrwanie, jesteście z innych światów”. Muszę brać co jest, korzystać z chwili, zaraz wracamy.
Przyjechał przed czasem. I ja byłam gotowa przed czasem.
- Dzieci, nie dajcie zbytnio popalić cioci. Dobranoc. – jeszcze tylko obowiązki rodzicielskie i zaraz mknęliśmy przez zaśnieżone drogi.
Dom Adama wcale nie wskazywał na to, że jego właściciel jest bogaty. Owszem, nowe sprzęty, zadbane wnętrze. Według mnie przytulnie i ze smakiem. Gospodarz podał wołowinę po chińsku. Pyyyszna była. Nie piliśmy nic wyskokowego, aromatyczna herbata ugasiła nasze pragnienie.
- Co dziś robiłaś?
- Rano budowaliśmy igloo z dziećmi. Potem obiad. A popołudniu przyszła do nas pani Lusia.
- Ooo, to było wesoło.
- Nadzwyczaj wesoło. Ta kobieta jest nie tylko świetną fryzjerką, ale i wspaniałą kobietą.
- Tak, ile razy ją widzę, zawsze ma dobre słowo. Anioł, nie kobieta.
- I w dodatku te wizyty domowe to rewelacja. W mieście trzeba umawiać się w dobrym salonie dwa tygodnie na przód. A tu dziś rano Justyś mówi, że dzwoniła właśnie do pani Lusi, i ta ma dziś dwie godziny wolne.
- Na wsi mniej ludzi i łatwiej o termin. Lusia nie wyżyłaby z samych trwałych ondulacji i męskich cięć.
- To co ona jeszcze robi?
- To taka kobieta co ma zawsze sporo zajęć. Teraz nie wiem co dokładnie, ale kiedyś szyła, była księgową… porozmawiajmy lepiej o nas…
- O nas? To znaczy o tobie i o mnie?
- Tak.
- Pewnie myślisz, że jestem łatwa...
- Nie myślę.
- Ale wiesz, nie zdarza mi się…
- Wiem.
- Bo… - zamknął mi usta pocałunkiem. Wziął na ręce (podobno każda kobieta marzy o tym ?), zaniósł do sypialni. Było...achhhh. To nie był szybki seks, to coś więcej. Ale jak wyjadę, to się skończy… nie chcę wracać do rzeczywistości. Kocham moją pracę, lubię nasze mieszkanie, wiem, że dzieci mają w mieście kolegów i koleżanki, zajęcia … ale tutaj zapominam o dawnym bólu. Tutaj mi tak jakoś …dobrze.
- Masz tu pieprzyk. – powiedział, wskazując na mój brzuch.
- Tak, jest tam od zawsze.
- Fajnie takiemu, jest z tobą zawsze.
- Adam…
- Tak?
Co może powiedzieć dorosła kobieta facetowi? Żeby zaczarował czas? No i po co? Dorota, na co to ciągnąć? – przyszła mi myśl. Pora wiać.
- Nie.. nic. Późno już.
Zaczęłam się ubierać.
- Już chcesz wracać? – zapytał. Była dwudziesta druga z hakiem.
- Tak.
Nie komentował tego. Ubrał się i odwiózł mnie, potem pocałował w samochodzie. I zostałam sama ze swoimi myślami.
Na drugi dzień miałam tyle na głowie, że nie było zbytnio czasu na rozmyślania. Śniadanie, porządki po nim, potem zabawy na podwórku. Obiad. Dzieci bardzo mnie absorbowały. Bardziej niż w mieście, bo tutaj nie było czytania medycznej prasy. Tutaj byłam cała dla nich… no prawie.
Justyna i Robert wrócili jak już robiła się szarówka.
- Jak spędziliście dzień? – zapytała Justyna.
- Bardzo aktywnie. A wam udało się wszystko załatwić?
- Powiedzmy – za oknem było słychać samochód - O, Adam jest.
Czy ja się cieszyłam? I tak, i nie. Bo z jednej strony przebywanie z nim było przyjemne, ale z drugiej strony chciałam pobyć sama, pomyśleć…
- Cześć – pocałował mnie w policzek. – Misia, jak ty urosłaś w ciągu doby. Czy mama wie, że już niebawem będziesz łamać chłopakom serca, tak jak mnie…- i padł teatralnie na ziemię przed moją córką. Wszyscy zaśmiali się.
Taki jest Adam. Lubi sprawiać innym radość. Dzieci go uwielbiają. Według Misi zna się na wszystkim: śpiewa, tańczy i lepi bałwany. Czego można więcej wymagać od facetów? No czego?
Popołudnie minęło szybko. Dzieci nie chciały bawić się z dorosłymi. Usiedliśmy do stołu, ja naprzeciw Adama. Mieliśmy ciasta, piwo i zakąski. Wieczór był przyjemny. Graliśmy w karty, dyskutowaliśmy o ważnych i błahych sprawach. Zupełnie zapominałam, że chcę wiać.
- Adam ile wypiłeś? – zapytała Justyna.
- Jedno, spokojnie. Pojadę.
- Uważaj tylko… na sarny.
- Tak, to jedyne na co mogę o tej godzinie wpaść – zaśmiał się Adam.
- Robert, pomóż mi w kuchni- Justyna specjalnie odciągnęła go, żebyśmy mogli zostać sami. Ale po co? Czułam się jakoś… zmieszana.
Adam popatrzył na mnie.
- Co się dzieje? Czy coś się stało?
- Nie, zwyczajnie jestem zmęczona.
- To pewnie nasze powietrze, po kilku godzinach na zewnątrz człowiek zasypia z kurami.
- Pewnie…
Podszedł do mnie, a ja jak ten głaz. Zimna, niedostępna, bez ruchu.
- Adam, jedź już. Po północy jest. Jutro pracujesz.
- Dobranoc – pocałował mnie w policzek i poszedł.
Siadłam na podłodze. Jestem twarda. Jestem twarda. Jestem…
I pękłam…
Jutro trzydziesty, pojutrze Sylwester. Najlepiej zrobię, gdy zarządzę, że… wyjeżdżamy.

cdn...


Gosia



Komentarze