Na widoku jelenia... cz. 6 ost






Rano od razu oznajmiłam to Justynie.
- Zwariowałaś? Przecież jutro impreza. Dzieci się cieszą. Adam pewnie też…
- Justyna, nie mogę w to dalej brnąć.
- Dlaczego? Czy coś wczoraj było nie tak?
- Nie. Zaczynam się angażować, za bardzo.
- To dobrze. Adamowi też zależy. Widać to po nim.
- Ale ja nie wiem czego chcę. Nie chcę nikogo ranić, ani was, ani jego, ani moich dzieci. Najlepiej jak wrócimy. Dziś.
- Dorota, jesteśmy dorośli. Sukcesy i porażki są wpisane w nasze życie. Nasza znajomość nie ucierpi jeżeli nic nie wyjdzie z waszego romansu.
- Justyna, ja … nie …Dziękuję, za te kilka wspaniałych dni. Dzieci, pakujemy się – i już szłam w kierunku dzieci.
Chwilę oponowały, ale dosyć szybko przypomniały sobie, co zostawiły w mieście. Byliśmy gotowi do drogi w samo południe.
- Zadzwonię, jak dotrzemy.
- Uważaj na drodze – przypomniał Robert.
- Obiecany tom – gruby wydruk Justyna podała mi już do samochodu.
- Jesteś wspaniała. Dziękujemy.
Miasto przywitało nas kompletną chlapą. Plus osiem. Plany na Sylwestra – brak, kreacja na Sylwestra - jest. Może poczytam? Może.

W domu było tak obco. To moje miejsce do życia, ale jakby się zmieniło przez te kilka dni. Nie widziałam gdzie jest ta różnica. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca...

 

Po szybkim obiedzie dzieci poszły do swoich pokoi. Odkopałam pocztę w komputerze. Przejrzałam pocztę tradycyjną.
- Mamo - zapukała Misia – Mogę? Czy my już nie spotkamy więcej Adama?
- Nie wiem córciu. Życie dorosłych nie jest proste. Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, aby nam coś pokazać albo wskazać jakiś kierunek.
- I Adam tak właśnie zrobił?
- O tym dowiemy się potem. Teraz jesteśmy tutaj. W naszym świecie.
Przytuliłam ją. Co dalej?

Sylwester. Dziesiąta rano.
- Cześć. Jak się masz?
- A dobrze. U nas kompletna odwilż. Zaczynam tęsknić za śniegiem i zimą na wsi.
- Tylko za śniegiem? – Justyś w słuchawce raczyła wątpić w przedmiot mojej tęsknoty.
- Nie, nie tylko.
- Jakie masz plany na dziś?
- Za późno na to by gdzieś się wkręcić. Dzieci pójdą do kolegów i koleżanek, ja wyląduję z dvd przed telewizorem.
- Dorota, nie będę dziś już dzwonić. Mimo wszystko miłego wieczoru i szczęścia w Nowym.
- Wzajemnie. Udanej zabawy w remizie.
- Dzięki. Pa.

Misia po piątej poszła do sąsiadki Marysi, Jacek zaraz po niej wyszedł do kolegi Krzysia. Dzieci miały zostać tam na noc. Byłam sama.
Zrobiłam sobie kąpiel z olejkami. Poczytałam chwilę w wannie.
„Jest coś, o czym nie wiesz – czytałam w książce Justyny – Za zmarnowane szanse na swoje szczęście nie możesz winić innych, tylko siebie. To twoje życie – powiedział jej gdy stała już w drzwiach.
Ale było za późno, duma, ta cholerna duma. Gdyby wiedział…”
Zamknęłam tom. Wyszłam z wanny. Moje życie, moje błędy.
Założyłam sukienkę kupioną na dziś, przecież mogę dla siebie być piękna. Wymalowałam się. Zrobiłam sobie kopę popcornu i włączyłam TV.
Tak, będę teraz ryczeć przy melodramacie. Nie przeszkadzać. O właśnie! Kliknijcie niczym „lubię to” jak na facebooku i czujcie się ze mną połączeni duchowo. Oto ja, która wzgardziłam facetem, w którym zaczęłam się zakochiwać. Zwiałam. LUBIĘ TO, DO CHOLERY!
Dzwonek do drzwi. O tej godzinie? Na zegarku była dwudziesta i minut dziesięć.
Otworzyłam.
- Pomyślałem, że może nie masz tego – wyciągnął zza pleców wino musujące.
- Mam.
- To może tego – w drugiej ręce trzymał lody bakaliowe ZB.
- Co tam jeszcze masz? – wychyliłam się na korytarz, by sprawdzić po obu stronach. Wzięłam lody i przymknęłam mu drzwi przed nosem.
Myślicie, że tam został? Wróciłam za ułamek chwili i wciągnęłam go do środka. Patrzyłam na niego a on przytulił mnie jak dziecko. Miałam ochotę się rozbeczeć. Bo ja nie chcę być szczęśliwa, bo ja mam ... Bo ja…
- Jesteśmy dorośli, nawet bardzo dorośli – odsunął się i zaczął mowę (macie chusteczki pod ręką?) – Nie ma sensu bawić się jak nastolatki w podchody. Zakochałem się w tobie. Dorota, czy te kilka naszych spotkań może być początkiem czegoś? Czy te dni coś dla ciebie znaczyły?
- Adam, my jesteśmy z różnych światów. Ty kawaler, mieszkasz na wsi, pracujesz bez grafików, nie masz obowiązków. Ja mam dzieci, pracuję dużo, co do minuty odmierzam czas. I mieszkam sto osiemdziesiąt kilometrów od ciebie! To nie ma realnych szans na przetrwane.
- Ma, jeżeli będziemy tego chcieli. "To” jest nami. Twoje dzieci są wspaniałe. Chcę byś dała nam szansę, nie widzisz tego?
Stałam z tymi lodami w ręku. Nie wiedziałam co robić. On wiedział, podszedł i pocałował mnie. W policzek, w nos. Wypuściłam te lody na dywan, objęłam go. Staliśmy tak chyba długo. W milczeniu.
- Pozbieram te lody – schylił się i wziął je, machnęłam mu głową wskazując kierunek – kuchnia.
Zaraz wrócił i popatrzył na mnie, objął mnie całą spojrzeniem. Nie musiał nic mówić. Dopiero co ją założyłam. Jeżeli na takie krótkie chwile mam kupować nowe sukienki, wolę stary dżins.
O północy złożyliśmy sobie życzenia.
Nie chciałam myśleć jak to będzie być z nim i nie być. Jak będziemy starać się spotykać, łapać te wspólne chwile. Teraz byłam z nim. Czy coś innego się liczyło?
Może odważę się i będę walczyć o swoje szczęście. Ta noc była nasza…

Koniec


Gosia




Komentarze