Ten autobus został wczoraj
pominięty w kolejce do sprzątania. Wyraźnie. Podłoga w błotnych,
przyschniętych kałużach, szyby w całości zachlapane breją z ulic.
Zaczęłam
mieć złe myśli w stylu "ale syf, tak to tylko w naszym kraju tak być
może..." gdy nagle promień słońca przebił się(z trudem) przez
zaszpachlowane okno i zaświecił w mojej głowę żarówkę. Popatrzyłam
jeszcze raz przez szybę i zobaczyłam świat zniekształcony przez plamki
błota, warstwę kurzu i zmrożonego w nocy wodnego pyłu. Było tajemniczo.
Gołe konary drzew na tle wyblakłego słońca poranka, dramatyczne w
kształtach chmury w pastelowych barwach, połyskujące glazurą wody ulice,
rozmyte w gwiazdy światła hamujących pojazdów i kolorowe kule
zmieniających się świateł na skrzyżowaniach. Szaro-oszroniona szyba
dodała buremu o tej porze roku miastu szlachetnego, impresjonistycznego
rysu.
Teraz, szurając nogami po podłodze pokrytej warstwą piasku, czułam się jak na nadmorskim deptaku. Silnik szumiał jak oceaniczne fale a zgrzyty i piski przegubowca na zakrętach brzmiały jak nawoływanie stada mew. Już prawie czułam nadciągającą bryzę kiedy obraz malowany ręką Moneta dziwnie zaczął przypominać mi przystanek, na którym miałam wysiąść. Zerwałam się z fotela, poślizgnęłam nieznacznie na niezamiecionej podłodze, uchwyciłam lepkiej poręczy, złapałam pion i już godnym krokiem, powoli wysiadłam z pojazdu.
Poczułam się "jak ślepiec, któremu ktoś przywrócił wzrok"* - impresjoniści zwinęli swoje sztalugi, schowali farbki i zostali w autobusie a ja stałam na zabłoconym chodniku. Rozmyte kolory zastąpiła bezlitośnie ostra szarość dnia. Nagie gałęzie przecinały skłębione chmury a powietrze dalekie było od pachnącej jodem bryzy. Bolało, ale tylko przez chwilę, w końcu jutro też pojadę do pracy środkiem naszej drogiej(w sensie ukochanej) komunikacji miejskiej i jest spora szansa na to, że czystość wehikułu znów będzie daleka od poprawności i na okna nałożony będzie, zmieniający rzeczywistość w marzenie, fotograficzny filtr.
Kobieta z Magdalii
* cytat z filmu Jima Jarmuscha "Noc na Ziemi".
Teraz, szurając nogami po podłodze pokrytej warstwą piasku, czułam się jak na nadmorskim deptaku. Silnik szumiał jak oceaniczne fale a zgrzyty i piski przegubowca na zakrętach brzmiały jak nawoływanie stada mew. Już prawie czułam nadciągającą bryzę kiedy obraz malowany ręką Moneta dziwnie zaczął przypominać mi przystanek, na którym miałam wysiąść. Zerwałam się z fotela, poślizgnęłam nieznacznie na niezamiecionej podłodze, uchwyciłam lepkiej poręczy, złapałam pion i już godnym krokiem, powoli wysiadłam z pojazdu.
Poczułam się "jak ślepiec, któremu ktoś przywrócił wzrok"* - impresjoniści zwinęli swoje sztalugi, schowali farbki i zostali w autobusie a ja stałam na zabłoconym chodniku. Rozmyte kolory zastąpiła bezlitośnie ostra szarość dnia. Nagie gałęzie przecinały skłębione chmury a powietrze dalekie było od pachnącej jodem bryzy. Bolało, ale tylko przez chwilę, w końcu jutro też pojadę do pracy środkiem naszej drogiej(w sensie ukochanej) komunikacji miejskiej i jest spora szansa na to, że czystość wehikułu znów będzie daleka od poprawności i na okna nałożony będzie, zmieniający rzeczywistość w marzenie, fotograficzny filtr.
Kobieta z Magdalii
* cytat z filmu Jima Jarmuscha "Noc na Ziemi".
Komentarze
Prześlij komentarz
Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)