O cierpliwości



Mamy już za sobą uroczystą galę rozpoczęcia szkoły i pierwszy dzień w zerówce. Bardzo się cieszę, że Weronika uniknęła pójścia do szkoły jako sześciolatek. Moja starsza córka jest wrażliwa, mimo, że bardzo zdolna i dużo potrafi. W szkole mogłaby sobie nie poradzić z emocjami. Bawimy się zatem jeszcze przez rok a potem dopiero pomyślimy o nauce.

Dziś dostałam wyjątkową przesyłkę z dwiema pozycjami - jedna do czytania a druga do słuchania. To bardzo ważne dla mnie wydawnictwa i  napiszę o nich jeszcze niejednokrotnie. Dziś tylko mając wolne dziesięć minut, bo Marta przedłuża sobie drzemkę, dzielę się radością.

Niewielu mam  teraz regularnych czytelników, ale wcale mnie to nie zniechęca do blogowania. Dziś mam coś do przekazania, a jutro jest nieznane. Pamiętając jednak, że czuwa nad nami Najwyższy Bóg, możemy być spokojni - ma On dla nas dobre rzeczy. Ma wobec nas piękne plany. Nasze więc plany na dobrą sprawę nie mają aż takiego znaczenia. Piszę o tym, bo ja zawsze byłam tą "planującą" w naszym domu. Lubiłam na coś czekać, a to czekanie, czasem mnie przybijało. Bo, gdy już dotrwałam czułam pustkę. "Jak to już?", "to na co teraz czekać?" A Pan jest cierpliwy, wie, że na owoce trzeba czasu. Jeżeli naszym celem ma być niecierpliwe trwanie to nakładamy na siebie niepotrzebne balasty. Ja już to wiem. 

Tylko kilka osób wie o tym, że często uczestniczę w Eucharystii. Ona daje mi te owoce, które każdego dnia zbieram w naszym życiu rodzinnym. Staję się cierpliwsza (a szydełko mam w ręku już nie każdego dnia), bardziej opanowana. Podchodzę do dzieci z miłością a nie z krzykiem. Jestem lepszą żoną, która słucha, daje z siebie.

Każdy z nas w zasięgu ręki ma receptę na brak cierpliwości. Od nas zależy czy ją zrealizujemy. 

Gosia
na zdj moje pierwsze w życiu weki :))

Komentarze