"Wyspy szczęśliwe" - recenzja



Dom - miejsce bezpieczne, spokojne, w którym czujemy się komfortowo, gdzie mamy swoje ulubione przedmioty, często przywołujące wiele wspomnień - taki obraz swego gniazdka miała Joanna. Wymarzona ciepła przystań zyskała też stosowną nazwę - "Wyspy szczęśliwe". Związek z Tomaszem miał w pewnym sensie zrekompensować brak rodzinnego ciepła związany z utratą rodziców w wypadku samochodowym. 

Tym większym szokiem były zaskakujące zdarzenia związane z powrotem do tego - wydawałoby się - azylu po wakacjach, które Joanna spędziła z kilkuletnią Tosią we Włoszech. Mąż zniknął, a niemal wszystkie sprzęty w domu oznaczone zostały naklejkami komornika... Kolejne dni przynoszą coraz więcej przygnębiających wiadomości - o bankructwie firmy, o licznych długach i odpowiedzialności kobiety za te kwestie, gdyż lekkomyślnie zgodziła się na zapisanie przedsiębiorstwa na nią. Problemy piętrzą się, trzeba zrezygnować z cieplarnianych warunków i szukać pracy, opieki dla córki, zgłaszają się kolejni dłużnicy... 

Autorka stawia swoją bohaterkę w niezwykle trudnej sytuacji, ale też proponuje" jej rozmaite wyjścia z sytuacji: Joanna nie zostaje sama, ma przyjaciółkę (choć też do czasu...), otrzymuje też nadzwyczaj kuszącą propozycję - jednak z jej przyjęciem będzie się wiązało zaprzeczenie wpojonym zasadom, wartościom. Jest i rodzina - i to ona okaże się największym oparciem. Ale rodzina rozumiana w nie do końca klasyczny sposób...

"Wyspy szczęśliwe" to powieść pokazująca, jak istotną sprawą jest bycie dla innych. Autorka pokazuje grono ludzi pokiereszowanych przez los, bardzo dotkliwie doświadczonych, a jednak pełnych optymizmu, dalekich od zgorzknienia, umiejących pogodzić się z tym, że przeszłości już nie zmienimy, że warto budować szczęście na pomaganiu innym, dzieleniu się tym, co się ma. 

Opowieść o problemach Joanny przeplata się z historią Marty - trudną, bolesną, tragiczną... Przenosimy się w przeszłość, do lat wojny, jesteśmy świadkami brutalnego traktowania Mazurów, którzy zimą uciekali przez las z obawy przed Rosjanami i - niestety - natknęli się na swych wrogów, i w lesie między Małszewem a Łajsem zostali z nieopisanym okrucieństwem potraktowani, tu znaleźli swój grób. Wśród nich była i dziewięcioletnia Marta, która cudem przeżyła - okaleczona, niemal pozbawiona rodziny, "obca" - mimo to przetrwała, cierpliwie znosiła upokorzenia i potrafiła nie zapiec się w bólu, stworzyć rodzinę - nieco inną, ale silną i bardzo się wspierającą. 

Nie chciałabym popsuć czytelnikom przyjemności poznawania tej powieści, wciągających losów bohaterów, zatem ograniczę się do takiego zasygnalizowania zdarzeń. Losy bohaterów przeplatają się, łączą, zmiany w życiu głównej bohaterki powoli układają się, prowadzą do szczęśliwego finału, zatem ta dostarczająca wielu emocji lektura spodoba się osobom lubiącym tak typ powieści. Wyznać, że jest wciągająca, to nie powiedzieć nic;) - w trakcie czytania zupełnie niespodziewanie okazało się, że pochłonęłam ponad połowę (starsza córka powiedziała: "Mamo, jeszcze strona i będzie trzysta" - a ja zdaje się "przed chwilą" zaczęłam czytanie!). Podobać się może serdeczność, z jaką "rodzina Marty" odnosi się do siebie, ciepło bijące od tych postaci, pozytywna przemiana, jaka zachodzi w bohaterce. Lektura zachęca do sięgnięcia po inna powieści autorki, co z pewnością uczynię.

Polecam
Katarzyna


"Wyspy szczęśliwe"
Autor: Wioletta Sawicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 560
Format: 12,5 cm x19,5 cm
ISBN: 978-83-8097-090-8




Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)