Spacer z dzieckiem
odbębnić czasem trzeba, prawda? Nie można zalegać cały dzień na kanapie z
laptopem na kolanach, a dziecięcie usadzać obok siebie, z nosem wlepionym w
kolorowanki/telewizor/plastelinę/farby... No trzeba czasem odbębnić spacer i już.
Zwłaszcza, jeśli jeszcze było ciepło, a matką nieoczekiwanie zaczął rządzić zew pod tytułem: „matka idealna”. Wyżej wymieniona zaplanowała zatem połączenie koniecznego z przyjemnym. Wzięła siebie, siatę, portfel, dziecię i... ROWER. I tu zaczynają się schody. Schody niezrozumiałe dla tych, którzy dzieci w wieku stosownym jeszcze nie mają, albo mieli je tak dawno, że zapomnieli. Ewentualnie dla tych, którzy w sposób zupełnie dla mnie niezrozumiały, potrafią pogodzić wyżej wymienione.
Zwłaszcza, jeśli jeszcze było ciepło, a matką nieoczekiwanie zaczął rządzić zew pod tytułem: „matka idealna”. Wyżej wymieniona zaplanowała zatem połączenie koniecznego z przyjemnym. Wzięła siebie, siatę, portfel, dziecię i... ROWER. I tu zaczynają się schody. Schody niezrozumiałe dla tych, którzy dzieci w wieku stosownym jeszcze nie mają, albo mieli je tak dawno, że zapomnieli. Ewentualnie dla tych, którzy w sposób zupełnie dla mnie niezrozumiały, potrafią pogodzić wyżej wymienione.
Ale do rzeczy:
„matka idealna”, po nałożeniu starannego makijażu (bo idealne matki mają makijaż
idealny, idealnie pomalowane paznokcie, idealnie grzeczne dzieci, w idealnie
wyprasowanych ubraniach, z idealnymi uśmiechami przyklejonymi do idealnie
rumianych twarzy), dopasowaniu stosownych, (aczkolwiek oszałamiających;)
kreacji oraz butów na obcasach (bo matki idealne przecież w obcasach załatwiają
tak proste sprawy jak zakupy i spacer z rowerem, równocześnie), wymanewrowała wspomnianym,
na-razie-czterokołowcem, między wszystkimi drzwiami do przebycia w drodze do
windy (drzwi sztuk 3, wszystkie wymagają klucza, każde innego). Jedną ręką
trzymając automatyczne drzwi, które usiłowały zmiażdżyć, wpychające się między nimi a wciskanym rowerem dziecko,
drugą ręką wciskając rower, trzecią ręką... A nie- idealna matka niestety
trzeciej ręki nie ma, niestety, pomimo ogromnej potrzeby posiadanie tejże. Siaty
(jeszcze puste) trzymała w zębach. Coś nie szło- pierwszą rękę zmieniła na
nogę, drugą rękę na pierwszą, zęby na drugą rękę, po to by prawie wyartykułować
spomiędzy nich, coś na kształt- wracam :D Nie wróciła. Nabiła sobie siniaka na
nodze i złamała, i tak już najkrótszy z możliwych, paznokieć.
Uff- dziecko wcisnęło się
samo, bez uszczerbku na zdrowiu, rower został wciśnięty, a matka idealna na
wszelkie niedogodności stara się jeszcze patrzeć przez pryzmat tego imperatywu
kategorycznego, który pojawił jej się wcześniej- robić dobrą minę do złej gry i
nie zwracać uwagi na trudne początki- wszak „Omne principium difficle”.
Winda na dole- powtarzamy zatem- noga, ręka, druga ręka, zęby... cedzą
coś mniej cenzuralnego, bo tym razem dziecko wyciska się z uszczerbkiem w swej
bladej nodze. Ech...
Kolejne automatyczne drzwi (od klatki), próg...
Pod blokiem- zatarasowana przez auta „koperta” dla
karetek = nie mamy którędy wyjechać spod klatki. Nic to dla matki idealnej -
alternatywna droga (półmetrowy próg, jeszcze raz półmetrowy próg) nie zabija
jej optymizmu i ambicji na przyjemne z pożytecznym.
Później parking - poszukiwanie drogi do chodnika
(zatarasowanej przez auta), psia kupa, dziura w chodniku, krawężnik - jakoś
idzie.
No, teraz to już będzie luz. Dziecko sobie popedałuje przed matką idealną, a ona ze swym dyskretnym makijażem, obcasem i siatami, ukrytymi w eleganckiej torebce, będzie udowadniała wszem i wobec, że bycie matka idealną to pestka.
No, teraz to już będzie luz. Dziecko sobie popedałuje przed matką idealną, a ona ze swym dyskretnym makijażem, obcasem i siatami, ukrytymi w eleganckiej torebce, będzie udowadniała wszem i wobec, że bycie matka idealną to pestka.
Czy po tym wstępie, który stał się w zasadzie rozwinięciem, muszę Wam równie szczegółowo opisywać dalszy przebieg wydarzeń? Chyba nie. Zatem streszczam - pierwsza wywrotka, druga psia kupa, rozwalony podjazd dla wózków, kolejny zatarasowany chodnik, pierwszy sklep, lody - „mamusiu ja chcę twojego loda”, drugi sklep - mamusiu kup, kup, kup i to też kup, i tamto, spada z półki sok, jednorazówka z bułkami pęka, druga wywrotka, dziecko na biodrze trzymane jedną ręką, plami krwią z kolana jasne dżinsy matki, a łzy ociera o jej makijaż, druga ręka pcha rower, trzecia niesie siaty już obficie zapełnione, czwarta ociera pot z czoła, piąta zatyka usta, z których ma ochotę wyrwać się coś już całkiem niecenzuralnego. A w głowie jedna myśl - nigdy więcej „matki idealnej”! Nigdy więcej żadnych rowerów!!. Nigdy więcej zakupów z dzieckiem i... melisę poproszę :D
alcyna.blogspot.com
fot. freedigitalphotos.net
fot. freedigitalphotos.net
nie wiem jak, to się stało, że mnie ten tekst ominął?!
OdpowiedzUsuńcieszę się, że mój synek już sam wyrusza na wyprawy rowerowe;)
Tara zachęcamy do subskrybowania poprzez e-mail. Szczegóły poniżej :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń