Lekko nagięta codzienność II



                                                              
                                                                    Rozdział II


-  To twoja książka?
Odwróciłam się, zaskoczona. Za mną stał szpetny mężczyzna w średnim wieku, o ciemno-blond włosach, lekko wpadających w odcień brązu. Zauważyłam to, ponieważ mam całkiem podobny kolor, z tym, że ja się czeszę i nie mam na głowie siana. Ów człowiek trzymał w ręce czarną książkę... ‘’KMP’’. Widocznie przypadkiem wzięłam ją ze sobą i zasiałam gdzieś po drodze.
- Ta...
- Owszem. Dziękujemy, do widzenia! – przerwała mi Bessy, która całkiem znienacka się za mną znalazła. Zabłocone długie włosy opadły jej na twarz (moim skromnym zdaniem, o wiele lepiej się prezentowały niż zwykle), a jej mina i ogólna postawa wyrażała nieskrywaną wrogość.

Zapanowała cisza. Nieznajomy wyglądał na zbitego z tropu. Nagle wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Cała się trzęsłam. Facet z książką patrzył na mnie jak na wariatkę. Moja przyjaciółka chyba się obraziła. Po chwili mi zawtórowała a po chwili dołączył do nas facet. W końcu się uspokoiliśmy.

- Głupia sytuacja – stwierdziłam, jakby było to odkryciem roku, po czym wyjęłam z przepraszającym uśmiechem książkę  z rąk rozbawionego mężczyzny.
- Znalazłem to za tym głazem – wskazał palcem wielki głaz w pobliżu lasu.
- Niemożliwe. My tędy nie szłyśmy. Prawda Seaonce? – zwróciła się do mnie Bessy - Once? Co z tobą?
Nie odpowiedziałam. Stałam ze zmarszczonymi brwiami. Coś tu nie grało.  Nagle powietrze przecięła ze świstem strzała. Nie. Dziwne. Nic takiego się nie stało. Przyjrzałam się  wyczekującej twarzy Bessy. Była sfrustrowana ale nie wyglądała na kogoś, kto widział pędzącą strzałę. Przeniosłam wzrok na szpetnego mężczyznę. Spokojnie odwzajemnił spojrzenie. Za spokojnie. Nagle rozległ się mrożący krew w żyłach wrzask.
- Bessy! – krzyknęłam przerażona.

W piersi mojej przyjaciółki tkwiła strzała. Dziewczyna, nie mogąc się utrzymać na nogach, opadła na kolana. Podparła się rękami i zaczęła spazmatycznie łapać powietrze. Przerażona nachyliłam się nad nią. Z rąk wypadła mi ‘’KMS’’.

- Bessy! – jęknęłam, bezradnie pochylając się nad nią. Rozglądnęłam się, przerażona, skąd dobiegł strzał. Na końcu lasu, tuż przed głazem, gdzie podobno została znaleziona ‘’Księga map świata”, stał mężczyzna... Nie. To była kobieta. Wzięłam ją za mężczyznę bo miała krótkie włosy. Miała na sobie czarną pelerynę, a w ręce trzymała łuk. Była przepasana brązowym, skórzanym, grubym paskiem, do którego poprzypinane były różne noże, nożyki, małe strzałki (pewnie z jakąś trucizną) i masywny miecz.

- Pomóż mi! – zawołałam błagalnie w stronę znalazcy książki. Nie wiedziałam czy mogę mu ufać ale co innego mogłam zrobić? Ta kobieta wyglądała na doświadczonego zabójcę. Do tego miała czarny płaszcz, więc nie wiadomo czy nie była magiem. Mężczyzna zaś wyglądał dość niepozornie. Był chudy, wątłej postawy, bez broni i przede wszystkim bez czarnego odzienia. Nie odpowiedział, za to podszedł do nas i uśmiechnął się tajemniczo do na wpół omdlałej Bessy.
- Nie bój się – te słowa zabrzmiały bardziej jak groźba niż pocieszenie - Nie jesteś nam potrzebna. Jesteś niczym, więc nie ma powodu, żebyś cierpiała.

 "Ten gość wypił za dużo wywaru z jarającego ziela"- to była moja ostatnia myśl, po której wyjął zza okrycia nóż i zanim zdążyłam zareagować dobił nim umierającą Bessy. Trysnęła krew.


                                                        Koniec rozdziału II
                                                        Czytaj rozdział III

Soanna


Komentarze