- No dobrze, ale co z tymi jajami? Czy nie masz innych wymagań? No wiesz, długonoga blondynka, szczupła, inteligenta i tak dalej i tak dalej?
- Nie.
Tym razem ja się uśmiechnęłam. Patrzył na mnie w taki sposób, że cieszyłam się z miejsca siedzącego. Fotele w autobusach są blisko, stykaliśmy się czasem kolanem, czasem niby przypadkiem dotknęliśmy się. Było gorąco. Nie jestem typem przygodnym. Seks na jedną noc to nie dla mnie. Ale z drugiej strony kto mówi, że musi być to faktycznie jedna noc? Znów zaczęłam niepotrzebnie wyobrażać sobie nie wiadomo co.
- Masz piękny uśmiech. A usta obiecują wiele. - odkleił swoje oczy od mojej twarzy i patrząc gdzieś przed siebie spytał - Gdzie zatem zmierzasz?
- Wracam z weekendu. Nie. Wracam z zakończonego etapu mojego życia.
Tak właśnie było. Pojechałam i wracam. Sama. A nie byłam sama jeszcze kilka godzin temu.
- Dobre wychowanie nakazuje mi nie pytać o więcej.- powiedział.
O tak. Tak jest lepiej. Po co facet, którego znam parę chwil, ma znać mój życiorys i numer buta?
- A ja za to mam pytanie. Po co chcesz się żenić? Czy to jest potrzebne do szczęścia?
- Dosyć dziwne pytanie, to znaczy wypowiedziane z ust kobiety brzmi jakoś tak...
- Ha! Czemu ciągle to słyszę? Znajomi koledzy się dziwią, że nie spieszy mi się do zamążpójścia. Bo do czego się spieszyć? Nie marzę o welonie, hucznym weselu. Jest fajnie, mogę wyskoczyć z chłopakiem w góry...
- ... i możesz wrócić sama...
- I nie martwić się... - ostatnie jego słowa i moje wypadły w tym samym czasie. Z naszych głów, z naszych ust. Doskonale jednak słyszałam te jego. I zamilkłam, bo cóż mogłam odrzec.
- Przepraszam, to było nie na miejscu - powiedział za to on.
Autobus zatrzymał się na przystanku. Jakby czekał na tą chwilę, jakby słyszał rozmowę i ogłosił przerwę na przemyślenie dialogu. Kierowca też coś ogłosił - postój dziesięciominutowy.
- Idę na fajkę, palisz?
- Nie - odpowiedziałam, a pomyślałam, że z chęcią bym zapaliła. Czasami żałuję, że nie mogę swojego smutku jakoś zaleczyć, zalać czy coś w tym stylu. Jestem anty nałogowa - żaden się mnie nie chce czepić.
Wstał a ja zaraz jak zniknął z pola widzenia, rzuciłam się do torebki. Zobaczyłam w lusterko, przejechałam, czym znalazłam, po powiekach, rzęsach i ustach, oklepałam policzki. I na co mi to?
Postój skończył się nadzwyczaj szybko, a mój towarzysz podróży wrócił. Zasiadł, wcześniej hipnotyzując mnie uśmiechem.
- To na czym stanęliśmy - sam rozpoczął i to z wesołą nutką. - A tak. Na co mi żona? Do gotowania, sprzątania, prania...
- Naturalnie - zerknęłam z ironią na niego.
- Nie uwierzysz, jestem typem romantyka, który chciałby rano podawać tej samej kobiecie kawę do łóżka...
- Nie wproszę się na nią, nie pijam kawy.
- ...dlaczego to robisz?
- Ja? Ale co?
- Zamykasz się za chłodną zasłoną. Czy nie podążałaś nigdy za głosem serca?
- Zbyt często chyba...
Rety, tek " kawałek" był zdecydowanie za krótki..... Czekam na kolejna czesć :) mikimauro
OdpowiedzUsuńprzynajmniej zaczął sensowną gadkę..już nie namawia do gotowania;)
OdpowiedzUsuńależ nas męczycie? kiedy cd? ;P
OdpowiedzUsuńciąg dalszy...nastąpi:):):)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że jak skończą w kuchni, to nie przy garach...znaczy mogą...byle nie gotowali;))) ewentualnie przy lodówce, jak w "9 i pół tygodnia":D
OdpowiedzUsuńoni są w pekaesie... nie ma żadnej kuchni ;P
OdpowiedzUsuńMikimauro - opowiadanie nie jest długie... jeszcze parę chwil poczekaj :)
OdpowiedzUsuńTara- z tym gotowaniem...bez komentarza ;)
Swoją drogą, może powinni w PeKaeSie gratis dawać jakieś czytadła? ;) Nie każda ma szczęście poznać jakiegoś amatora jajecznic ;)