Kim on jest? - część 3.




We wcześniejszych częściach...

Siedziałam w poczekalni i pisałam na laptopie. Czekanie to coś, czego nie lubię. A w urzędach zawsze się czeka, więc lepiej mieć coś dla zabicia czasu. Pół godziny obsuwy, to jeszcze nie tragedia. Wtem drzwi się otworzyły i ukazał się w nich inspektor Brzózka. Kamera zdecydowanie go nie lubiła. Na żywo wyglądał młodziej i szczuplej. Blondyn, krótko obcięty, na oko metr osiemdziesiąt. Przystojny, pod mundurem nie było widać, ale potrafiłam sobie jego umięśnione ciało wyobrazić.
- Proszę - wskazał miejsce i zapytał mnie o dane osobowe. Protokolantka pisała. Prawie tak szybko jak ja.
- Jak pani poznała panią L.D.?
- W windzie. Może to dziwne, ale znane osoby także nią jeżdżą. Zaczęłyśmy rozmawiać  o lawendzie, takim kwiatku doniczkowym. Wie pan to rośliny bardzo pożyteczna...
- Tak, wiem co to lawenda. I tak zaczęła się pani znajomość z gwiazdą światowej sławy? Od rozmowy o kwiatkach? - co za facet, będzie ciężko z tą rozmową.
- Właśnie tak - uśmiechnęłam się, raczej nie na miejscu.
- Czy to była zwykła znajomość czy raczej zwierzałyście się sobie wzajemnie?
- Chodzi panu o to czy się przyjaźniłyśmy?
- Tak.
- Myślę, że tak. L.D. opowiadała mi rożne historie ze swojego życia. Mimo, że dzieliła nas różnica wieku spora, bo około trzydzieści lat. Mogła być moją mamą… rozumiałyśmy się.
- Czy miała wrogów? Mówiła coś o tym pani?
- Nie.
- Kiedy widziała ją pani po raz ostatni?
- W dzień mojej przeprowadzki, dwa tygodnie temu temu, podeszłam do niej. Dała mi dwa kwiatki w doniczce.
- Czy wyczuwała pani coś w jej zachowaniu? Jakąś zmianę, że ma jakieś problemy?
- Nie. Ona nie była typem problemowym. Cieszyła się życiem. Nie pasowała do filmowego świata, w którym było tylu malkontentów. Ona brała życie garściami.
- Mężczyzn także?
- Miewała romanse, to piękna kobieta jest...była. Ale nie było ich wielu. Przynajmniej przez te pięć ostatnich lat...- naprawdę jej już nie zobaczę? Nie mogłam w to uwierzyć.
- Czy jest coś co panią zastanawia, mówiła pani o wannie przez telefon?
- Tak. L.D. lubiła prysznic. Tak jak i ja. Obie miałyśmy wanny, ale stały nieużywane.
- Rozumiem. Proszę mi teraz opowiedzieć o tej zjawie.
Opowiedziałam zdarzenia z tych dni. I także ostatnie widzenie tajemniczego faceta, czy ducha? Sama nie wiedziałam co myśleć.
- Jak wyglądał? - zapytał inspektor.
- Był wysoki, tak z metr osiemdziesiąt osiem. Brunet, atrakcyjny. Tak nierealny w swojej nierealności, że aż realny.
Śledczy popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Z jakiej dziedziny książki pani pisze?
- A czy jak powiem, że science fiction albo horror, będzie to miało znaczenie dla śledztwa? - odpaliłam.
- Po pierwsze to ja tu jestem od pytania. Po drugie tak. Będę musiał je przeczytać, bo może pojawią się w nich poszlaki. A nie przepadam za takim rodzajem książek, więc będzie ciężko. – jakby żartem odpowiedział.
- Poszlaki w moich książkach?
- Często morderstwa wzorowane są na literackich opisach.
- A więc nie wyklucza pan morderstwa?
- Niczego nie wykluczam.
- Piszę książki obyczajowe, z przesłaniem. Z mądrą nauką życiową.
- Rozumiem - już normalnie przyjął to do wiadomości inspektor Brzózka.
- Wracając do zjawy. Faceta. Proszę zaprotokołować, że to tajemniczy mężczyzna - powiedział do protokolantki. - Czy miał jakieś znaki szczególne. Wie pani, blizna, tatuaż?
- Nie zauważyłam.
- Czy myśli pani, że denatka mogła go znać?
- Nie wiem. Nie mówiła o nikim takim. Ale ludzie maja swoje tajemnice... jakąś przeszłość.
- Jak może pani określić spojrzenie, które kierował w pani kierunku?
- Mroczne. Tajemnicze. Ale i zapraszające - podejdź. Wiem, że może pan mnie brać za szaloną. Ja nie mam urojeń. W mojej rodzinie nikt nigdy nie chorował na umyśle. Dziadkowie w pełni władz umysłowych dożywali sędziwych lat.
- Proszę ocenę zostawić mnie. To chyba wszystko. Jeszcze kilka formalności.
- Dziękuję.
- Gdyby sobie pani coś przypomniała, proszę dzwonić o każdej porze dnia...
- ...i nocy?
Inspektor zamyślił się. No nie mogę. Za dużo tych przystojnych facetów wkoło.

Auto zostawiłam dwie przecznice wcześniej. Ktoś mi przebił oponę. Przeklęłam siarczyście i zadzwoniłam do Edka.
- Nie znasz kogoś kto by mi koło zmienił?
- Gdzie jesteś?
Jak to dobrze mieć znajomych w starym miejscu zamieszkania. Po rozmowie na komisariacie byłam skołowana i potrzebowałam także pogadać. Nie wierzyłam w całe to zdarzenie. Chciałam się obudzić.

Edek wymienił szybko koło. Potem pojechaliśmy, każdy swoim autem do kawiarni przy filmówce.
- I o co pytał ten inspektor?
- Standardy, skąd pani znała denatkę itd.
- Aha...
- Edek, jest coś, o czym nikomu nie mówiłam. Czy ty widziałeś u L.D. na imprezie takiego faceta? - i tu szczegółowo go opisałam.
- Nie przypominam sobie. No wiesz, za facetami się nie rozglądam. Taką mam naturę.
- Ja nie wiem czy to ja mam zwidy?
- Odpocznij. Może za dużo pracujesz?
- Nie to nie to. Ale dzięki.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, musiałam zaraz wracać. Przede mną czterdzieści kilometrów.

Bartek tego dnia urwał się wcześniej. Chciał mi zrobić niespodziankę. Obiad, spacer nad jezioro.

- Wiesz. L.D. była obcą mi osobą, ale polubiłam ją tak bardzo, jak siostrę, której nigdy nie miałam. Można się kłócić i nie wierzyć w szczerość przyjaźni z jej strony. Ale ona była taka... pełna życiowej radości. Była szczera, czasem do bólu. A teraz jej nie ma... - to mówiąc usiadłam na ławce przy molo. Jezioro było spokojne. Spokój...

Komentarze