Kim on jest? - część 5.


we wcześniejszych częściach...

- Jesteś już - Bartuś czekał na mnie z kolacją. To już dziewiąta?
- Tak. Muszę do łazienki.
Usiadłam na muszli. Co się dzieje? Jak to ogarnąć? Co robić? Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Bartek dwa razy pukał by sprawdzić czy wszystko w porządku. Myślałam o tym jak wygląda sytuacja.
Ubrałam szlafrok i poszłam do salonu. Przygotował kolację. Wino.
- Chodź do mnie. Jesteś taka spięta. Co dziś robiłaś? Jak idzie pisanie?
- Opornie, nie mogę się skupić. - czy powinnam mu powiedzieć?
- Mało mamy czasu dla siebie ostatnio. Mijamy się. Ty pracujesz do późna, ja  wstaję jak jeszcze śpisz. Wyjedźmy gdzieś... może za tydzień?
Teraz? Oszalał! Ale już nie miałam czasu na myślenie o tym jego szaleństwie  Rozwiązał szlafrok i zaczął mnie całować. Po ramionach. Ręką wodził po piersiach. Poddałam się fali i odwzajemniłam jego pieszczoty. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Całował piersi i masował pośladki... Wiedział czego mi trzeba. Zatrzymał się na brzuchu, na ułamek sekundy. Myślałam  że odlatuję, ale skrzydeł miałam dostać za chwilę. Gdy jego usta zaczęły zsuwać się niżej i niżej, jęknęłam. Och, jak mi cudownie. Dopadł mój  groszek rozkosz dający, bezbłędnie. Było mi tak wspaniale, nie mogłam opanować ciała. Całe napełniało się ekstazą. Ten moment przychodził tak powoli, momentami zanikał, zaraz powracał. Te delikatne muśnięcia sekunda za sekundą sprawiały, że przybliżałam się do celu.
- Bartuś! BARTUŚ! - jak tu tchu złapać?
Zaczęłam krzyczeć, mruczeć, zaraz potem śmiać się... a jak już skończył to się poryczałam.

Po kilku chwilach. Zrównał się ze mną. Wiedział, że chcę jeszcze. Byłam ciągle napalona, jak kominek w zimowy wieczór. Kochaliśmy się długo. Wszedł we mnie w pozycji skrzyżowanej - bocznej. Moja noga była na jego biodrze, druga pomiędzy jego nogami. Kołysaliśmy się w  rytm muzyki. Było nieziemsko...

- Kochanie - już po zbliżeniu powiedział - muszę wyjechać na dwa dni służbowo.
- A jak wrócisz to...?
- ... mam dwa spotkania tutaj i potem mogę wziąć kilka dni wolnego.
- I zabierzesz mnie do Prowansji?
- Właśnie! Co masz w planach na najbliższe dni?
- Pisać, pisać i pisać.  W przerwie pisania skoczyć coś zjeść i kupić ziemię i doniczki. Kwiaty od L.D. mają korzenie większe niż te obecne osłonki.
- W dobre ręce oddała kwiatki - tu zaczął je całować - takie zgrabne...
Gdy doszedł do zgięcia łokcia łaskotki spowodowały, że rzucałam się ze śmiechu.

Rano zrobiłam mu śniadanie i odprowadziłam do drzwi.
- Powiedz mi czy sprawa L.D. została wyjaśniona?
- Nie – odpowiedziałam tak jak było.
- Proszę bądź ostrożna. Uważaj na siebie. Nie ryzykuj…
- Dobrze – dlaczego ja go okłamuję? Żyję tą sprawą, wchodzę gdzie nie trzeba…

Pojechał a ja z kawą zasiadłam do laptopa i pisałam. O jedenastej głód zaczął mi doskwierać  podreptałam w piżamie jeszcze do kuchni, ale w połowie drogi musiałam zawrócić. Telefon.
- Witaj. Tu Anna, meneger L.D.
- Witaj.
- Dzwonię do ciebie bo odezwała się do mnie pani Luiza z telewizji - tu wymieniła nazwę. Dziennikarka robiła film dokumentalny o L.D.
- Nie za wcześnie? Przecież jeszcze nie było pogrzebu.
- Tak, ale zanim zbierze materiał, dotrze do osób to potrwa.
- No ale co ja mam z tym wspólnego Anno?
- Czy zgodzisz się opowiedzieć coś o niej?
- Kiedy?
- Jutro. Dam jej twój numer i się umówicie. Zależy nam, żeby ten film powstał. Wiele się mówi o L.D. I są to różne opinie. Znałaś ją...
- Dobrze.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
 Film o L.D.? Bez jej udziału? Czy jest coś o czymś nie wiem? Kuchnia! Odłożyłam słuchawkę i zrobiłam sobie w kuchni kanapkę. Zjadłam dwa kęsy i znowu telefon. Ludzie! Dajcie żyć!
- Słucham?
- Tu Brzózka - usłyszałam głos inspektora. - Czy może się pani ze mną zobaczyć, najlepiej dziś?
- Czy to coś pilnego?
- Tak. Myślę, że tak.
I moje plany na dzień zostały zmienione...

część 6.

Gosia

Komentarze