Kim on jest? - część 6.


wcześniej...

Na komisariacie nie musiałam czekać. To dobrze, bo chciałam jak najszybciej załatwić tę sprawę. Wliczając drogę założyłam, że trzy godziny będę dziś w plecy... Czy dobrze policzyłam?
- Czy wie pani, że nasza gwiazda miała długi?
- Co w tym dziwnego? Każdy miewa kłopoty finansowe.
- Tak. Tyle, że z danych, do których dotarliśmy wynika, iż pomagała wielu organizacjom i osobom prywatnym, przelewała ogromne kwoty.
- Była sławna, było ją stać.
- Nie aż tak... Była bogata, ale nie aż tak... - Brzózka wstał i obszedł mnie z tyłu. Nachylił  się nad moim ramieniem. Zapachniało mi ciekawą kompozycją perfum... korzenne...mocne. Nie. Nie pasują do Brzózki.
- Do czego pan zmierza?
- Czy pani L.D. przekazała pani jakieś swoje rzeczy?
- Nie. Nic prócz dwóch roślinek w doniczkach.
- Proszę się zastanowić. List, klucz, pendrive?
- Nie. Nic takiego nie dostałam. Skąd przypuszczenia, że mogła coś ukrywać?
- A pani nie ma sekretów? - stał już za biurkiem.
Co za pytanie!
- Panie inspektorze. Jestem zajętym człowiekiem. Piszę książkę i mam już opóźnienie...
-...spowodowane?
- O moich prywatnych sprawach nie zamierzam z panem rozmawiać. Proszę o konkrety.
- Gdyby sobie pani coś przypomniała...
- Wiem, mam dzwonić w nocy... - to ja powiedziałam?
- W dzień też może być. - Podszedł do mnie. I znowu owiał mnie jego zapach. Coś w sobie ma, ale co? Nie zapach, Brzózka!

 Podał rękę. Wyszłam.

W drodze powrotnej odwiedziłam Marylkę. Nie widziałam jej z miesiąc. Pomyśłałam, pół godziny w jedną czy drugą stronę… zresztą do pisania natchnienia nie miałam.
- No i jak ci się mieszka z Bartusiem? – powitała mnie.
- A dziękuję. Fenomenalnie!
Marylka to dobra znajoma, lepsza niż ot znajoma ale nie aż tak dobra jak przyjaciółka. W zasadzie nie wiem czemu jej nigdy nie zaufałam. Może takim uczuciem obdarzałam mało kogo? Dowodem na to był fakt, że Bartek nie wiedział o mnie wielu rzeczy. A przecież go kocham... A jednak nie ufam?
- Jesteś głodna? - Marylka była zawsze świetna w gotowaniu.
- Oj tak, zjem co podasz! - powiedziałam w kierunku oddalającej się do kuchni Marylki.

Jadłyśmy sałatkę, nie wiem z czego. Była pyszna. Zagryzałyśmy bagietką i popijałyśmy wodą. Niby nic, a jednak wiele.
- Nie mogłam uwierzyć w to co o L.D. piszą...
- Ale co i gdzie piszą?- zapytałam, przegryzając bagietkę i  nie znając żadnych plotek, bo prasa bulwarowa mogła dla mnie nie istnieć.
- Wszędzie! Że miała kochanka, który był mafiozą. Jakiś obcokrajowiec.  Podobno prali razem pieniądze.
- Marylka co ty gadasz. L.D.? Nie znałam nigdy uczciwszego człowieka.  W to nie uwierzę!
- No jednak są jacyś świadkowie.
- Nie sądzę. Byłam na policji. Nie mogę ci powiedzieć nic więcej. Nie wierz w bzdury z gazet plotkarskich.

Wypiłam jeszcze kawę z nią.
- Wpadnij do nas. Bartek teraz jest w delegacji, ale w weekend będziemy. Potem wyjeżdżamy… chyba do Prowansji.
- A wiesz… jutro będę w waszych okolicach, może wpadnę na lunch?
- O super. Też sobie zrobię przerwę. Bartusia nie zobaczysz… ale od lat szkolnych wiele się nie zmienił. – Tu się zaśmiałam. Dałam jej adres i całusa. W kilka chwil byłam w aucie. Kierunek – market ogrodniczy.

Przed wielkim molochem była czynna tylko połowa parkingu. Na drugiej była scena i ktoś… o głosie Małysza coś zachwalał. To był sam Adaś! Zaparkowałam niedaleko i pomyślałam, a co mi tam. Podejdę.
- …jest ze  mną od zawsze, pomagała mi w czasach, gdy zdobywałem puchary. Lawenda to…- mówił znany skoczek, były skoczek, rajdowiec, sama nie wiem kim teraz jest.
Podeszłam pod samą scenę i podniosłam rękę w górę.
- Przepraszam…-  doszły mnie szmery ludzi „to ta znana pisarka” i w jednej chwili dotarł do mnie mikrofon – Dziękuję. Mam pytanie. A jakiej firmy ta lawenda? – i puściłam do Małysza oczko.
- No…- otworzył usta, nie miał mikrofonu. Tłum zarechotał. No nie wiem, ale ja tam nie wierzę w bezinteresowne reklamowanie natury.
Oddałam mikrofon i poszłam po wózek. W jednej chwili dogonił mnie jakiś facet.
- Świetnie się składa, że panią widzę. – i zwrócił się do mnie po nazwisku.
- Miło mi bardzo. O co chodzi?
- Widzi pani, nasz Adaś jest już wszędzie…
- O tak! Widzę!
- … ale chcielibyśmy, żeby i w literaturze się pojawił. Czy może pani go wpleść w losy swoich książkowych bohaterów?
- Nie obiecuję, ale coś wymyślę. Mój agent skontaktuje się z jego agentem. Tylko co ja z tego będę miała?
- Wszystko co dotyczy Adasia sprzedaje się jak świeże bułeczki, więc…
- Czy myśli pan, że ja chcę zostać zjedzona? Z bananem? – odpięłam wózek i pożegnałam się z gościem.

Wpadłam do domu zmachana z worem ziemi. Doniosłam doniczki, nawóz i takie ogrodnicze bzdety. I padłam na kanapę. Marzyłam o kąpieli, masażu od Bartusia. Była piąta po południu. Cały dzień przebimbałam na tematach z pracą nie związanych. A jeszcze teraz chciałam bawić się w ogrodnika. Nie!

Postanowiłam usiąść do komputera a potem się zobaczy.  Dostałam natchnienia i klepałam jak w transie. Znowu głód mnie przywołał do rzeczywistości. Była dziewiąta wieczór. Skończyłam akapit, napisałam szkic kilku zdań i poszłam zjeść byle co. Kanapka, kabanos, pomidor i... może wódka? O tak, miałam ochotę się wstawić. Nalałam lampkę wina i zasiadłam z tym moim jedzeniem. W przedpokoju stały doniczki. Szybko skończyłam jeść i wzięłam się do roboty.  Nasypałam na dno ziemi do doniczek i zaczęłam opukiwać kwiatki by wyszły z osłonek. O, trochę wrosły.
- Przepraszam L.D., że je tak zapuściłam. Sama wiesz, życie mi się zmieniło. Facet…- nie wiem czy to wino tak na mnie podziałało, że miałam oczy mocno spocone. I wtedy wyciągając kwiatka z doniczki wypadło pudełko, po starym filmie. Było zabezpieczone przed wilgocią. Ze środka wydobyłam kluczyk z opisem „34. Klub Aktora”. Skrytka w Klubie aktora w mieście L.D. Cholera! Klub ..klub. Wstałam do komputera, z rękami brudnymi od ziemi i wystukałam nr telefonu.
- Dobry wieczór. Chciałam zapytać do której dziś godziny czynne?
Usłyszałam, że do ostatniego klienta, a dziś jakiś benefis a po nim impreza do rana. I na moje nazwisko usłyszałam, że zapraszają mnie… sra ta ta ta.

Nie zastanawiałam się, byłam zmęczona i po winie. Umyłam się, przebrałam. Wzięłam taryfę. W aucie adrenalina uderzyła mi znowu. Co L.D. schowała w skrytce? Droga trwała za długo…


część 7.

Gosia

Komentarze