Karczochy Martussy




Swego czasu popełniłam wywiad dla Kobietnika z Justyną - Jasminą. Robiła cuuuda z papierowej wikliny, bibuły. Zachwyciło mnie to, co pokazała!

To na jej blogu znalazłam zdjęcia kilku rzeczy, które mnie zaintrygowały i bardzo mi się spodobały... Na pierwszy strzał poszła KUSUDAMA, czyli urokliwe kwiaty z papieru. Zrobiłam dwa - jeden nadal wisi na korytarzu, mimo, że za oknem już jesień...


Karczochowe bombki też należą do tego grona. Zaczęłam szperać po sieci i znalazłam kilka różnych blogów, których autorki robiły takie bombki, więc - uwaga - tuż po Świętach Bożego Narodzenia zakupiłam trochę styropianowych kul, wstążek i szpilek. Początek był ciężki, bo się wszystko rozjeżdżało, było niesymetryczne, niedoskonałe i w ogóle fuj! Ale uczyłam się dalej. Potem była Wielkanoc i poczyniłam kilka jaj robionych tą samą metodą. Uwielbiam robić karczochy!
Nie potrafię szyć, szydełko i druty jakoś wypadają mi z rąk... a karczochy robią się same. Co mi to daje? Hm... Zawodowo wykonuje pracę, której efekty nie są wymierne, widoczne, mierzalne, a na pewno - nie są błyskawiczne. Inaczej jest z rękodziełem - gdy widzę, że robiąc coś, efekty tej pracy mogę ocenić, nacieszyć oczy swoim wytworem, usłyszeć, że innym też się podoba :)


Dawno, dawno temu, w czasach, gdy pisywałam jeszcze tradycyjne listy, a było to więcej niż 11 lat temu,  robiłam własną papeterię - miałam szablon, według którego wycinałam koperty z kolorowego lub szarego papieru (takiego do pakowania paczek pocztowych) :), a na kartach,na których miały pojawić się ważne słowa, naklejałam zasuszone kwiaty, najchętniej niezapominajki... Myślę, że było to wyjątkowa i niespotykana papeteria. Potem, już na studiach, produkowałam kartki okolicznościowe i rozprowadzałam wśród znajomych. Zaproszenia na nasz ślub także sama wykonałam, nie wiem, czy gdzieś się jeszcze jakieś zachowało...
Jeszcze ze dwa lata temu sama robiłam kartki na Święta...

Ha, o tym już nie pamiętałam. Dopiero pisząc uświadomiłam sobie, że od zawsze coś takiego bywało w moim życiu, co robiłam "ręcami". Ha! jakieś 17-18 lat temu nauczyłam się robić takie plecionki z muliny, wtedy był na to szał, nosiłam bransoletki niemal do łokcia :) Koleżanka pokazała mi podstawowy sposób wiązania supełków, a ja potem pamiętam, że z lusterkiem dochodziłam do tego, jak wiązać, by zrobić jodełkę, potem krzyżyki, okienka etc. Do dziś umiem, choć nie robię. Powstawały paski do zegarków, breloczki do kluczy i tym podobne...

Inspiracje? W dużej mierze - Wszech - Internet - skarbnica zdjęć i pomysłów. Ostatnio znalazłam kwiaty Fuxico :D Świetna sprawa, zrobiłam dziecięciu opaskę i gumki do warkoczyków, a pewnej psiapsiółce bukiet urodzinowy :) Teraz kombinuję, jak połączyć karczocha z kwiatkiem, ale, że skończyły mi się szpilki, to na myśleniu się zatrzymałam ;)


Nie prowadzę bloga, nie mam na to czasu, a też nie wytwarzam tego na tyle dużo, by zawalać miejsce w wirtualnej przestrzeni. O czym marzę w związku z taką aktywnością? Ciężko powiedzieć... Chyba, chcę, by każda rzecz, która wyjdzie spod moich rąk kogoś ucieszyła. Ot, tyle.


Aktualnie można kupić karczochy bożonarodzeniowe, bo kilka z nich szuka nowego domu, kontakt ze mną przez www.kobietnik.pl



Serdecznie pozdrawiam:)

Martussa




Komentarze

  1. Dlaczego nie można lajkować? Daję lajka! Bardzo podobają mi się Twoje cudeńka i w ogóle zamiłowanie oraz talent do wytwarzania takich rzeczy. Ja rencami umiem tylko nabałaganić ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Monia, bardzo dobrze takie zajęcie... hmm.. odmóżdża :) ucinasz, składasz, przybijasz szpilę, ucinasz, składasz, szplia... :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spam usuwamy, prosimy o komentarz na temat artykułu :)