Nasza rodzinna pani krawcowa nosiła rzadkie imię Leokadia,
na głowie mocną trwałą i metr krawiecki w charakterze naszyjnika;) Na
przymiarkę zapraszała niezobowiązująco: „Przyleć tak koło czwartej”. Niezwykle
rzadko, ale zdarzało się, że nie dokończyła pracy, wtedy polecała usiąść i
poczekać chwilę, a sama z niebywałą szybkością robiła kolejne szwy. Dla laika –
którym pozostałam w tej materii – było w tym coś z magii. Co więcej – była
osobą przewidującą, zatem jeśli nieoczekiwanie po pewnym czasie uszyte przez
nią ubranie okazywało się nieco przyciasne, potrafiła je ponownie dopasować.
Ja z kolei wpadłam w swego rodzaju nałóg jeśli chodzi o
robótki na drutach. Po pierwszych próbach, oczkach diametralnie różnej
wielkości, doszłam do takiej wprawy, że działam czytając, a robótki wychodziły
jak maszynowe. I kończąc jedną rzecz już myślałam o kolejnych. Można by
pomyśleć jednak, że każdy ma swoją porcję pewnego typu działań od wykonania i
po ostrej fazie „robótkoholizmu” od wielu lat nie wzięłam do rąk drutów… Co
wywołało te wspomnienia? Ostatnie wizyty w sklepach. Niegdyś nabycie
czegokolwiek było karkołomnym przedsięwzięciem, dlatego wszyscy posiłkowali się
takim metodami jak szycie, dzierganie, przerabianie ubrań. Jeśli ktoś obecnie
się tym para, to raczej hobbystycznie. A w sklepach? Jest wszystko. Ba, jeszcze
więcej niż wszystko znaleźć możemy, bo oprócz towarów „oczywistych”, masę
przedmiotów nieoczekiwanych napotkamy… Zbliżający się wrzesień, a wraz z nim
nowy rok szkolny zmotywował mnie do uzupełnienie garderoby pociechy – choć to
określenie okazało się nieadekwatne i zakupy przebiegały dość nerwowo. W
planach było nabycie kilku porządnych (trwałych, w sensownych kolorach) ubrań,
które łatwo włożyć i które są niekłopotliwe w pielęgnacji. Niestety, spodnie,
bluzy i bluzki wybrane przeze mnie ani odrobinę nie przypadły do gustu córce.
To zastanawiające, że nasze upodobnia tak bardzo się rozmijają. Córka jest
wielbicielką zestawiania w stroju przeróżnych wzorów, ma gargantuiczne
skłonności jeśli chodzi o ilość ubrań i akcesoriów, które zakłada. Przez cały
rok uczęszczania do placówki muszę tonować te zapędy, zatem lato jest dla nas
obu chwilą oddechu;) Ale lato ma się ku końcowi, zatem szaleństwo barw posypane
obficie brokatem, z mnóstwem falbanek i licznymi dodatkami zarezerwowane będzie
na weekendy.
Zatem córce spodobały się te „nieoczywiste” rzeczy:
skrzydełka wróżki, tiulowe sukienki, korona do samodzielnego ozdobienia i
opaska z uszami Myszki Minnie oraz wielką kokardą w grochy. Parokrotnie czyniła
także podejścia do bluzek ozdobionych postaciami Dzwoneczka i jej przyjaciółek.
Jako rzeczy wartą nabycia określiła sweterek z olbrzymim pingwinem wyszytym w
całości cekinami.
Ciekawe i warte uwagi spostrzeżenia na temat dziecięcej mody
przedstawiła „kobietnikowa” koleżanka Alcyna (http://www.kobietnik.pl/2013/11/czym-skorupka-za-modu.html)
i choć dotyczą przedszkolaków, to i w przypadku debiutujących uczniów sprawdzą
się znakomicie. Choć róż istotnie jest ulubionym kolorem, to i inne nie są
zupełnie pomijane przez córka, jednak zestawianie przeróżnych deseni to jej znak
firmowy;) Dlatego zakupy w duecie bywają wyczerpujące… W pewnym sensie musiała
ten rys charakteru odziedziczyć po swoim tacie. Znacie ten typ mężczyzn? Po
wejściu do sklepu okazuje się: a) że „wszystko jest dobre, pasuje, szybko
płaćmy i wychodźmy” lub b) „nic mi się nie podoba, niczego nie przymierzę, nie
mam ochoty niczego oglądać, już od drzwi widzę, że nie ma tu nic dla mnie”;)
Można próbować zakupów dokonywać samodzielnie i stawiać
bliskich przed faktem dokonanym. Czasem nawet udaje się utrafić w gust i
rozmiar, na ogół można też oddać nietrafne nabytki. Problem tkwi jeszcze w
innej kwestii. Głośno ostatnio było o firmie odzieżowej, która postanowiła nie
retuszować wyglądu modelek, nie poprawiać też tego, jak układają się na
sylwetce ubrania, tak by był to rzeczywisty obraz, a nie wyidealizowana
fotka nakłaniająca do nabycia towaru, bo jest to jednak dość częsta praktyka... Pamiętam jedną z zabawnych sytuacji: w
sklepie internetowym kupiłam mężowi spodnie. Gdy wyjęłam je z opakowania, nieco
się zdenerwowałam, choć potem śmialiśmy się z tej sytuacji oboje. Otóż na
zdjęciu model trzyma rękę tak, by ukryć przetarcie znajdujące się tuż pod
kieszenią. Kolejne przetarcie jest na drugiej nogawce, na wysokości kolana,
przy szwie, zatem mężczyzna tak ma ustawioną nogę, by było to w zasadzie
niewidoczne. Gdy ma się owe spodnie pod ręką i spojrzy się na fotkę, wówczas
jakiś delikatny ślad widać, ale na pierwszy rzut oka oba przetarcia (są tylko
dwa!) są niewidoczne! Spodni w końcu nie odesłaliśmy, choć ciocia męża zobaczywszy
je stwierdziła, że może te dziurki zacerować;) A to przecież dość "niewinna" ingerencja, używanie programów do retuszowania wydaje się być wręcz normą.
Zmierzając do sedna – robienie zakupów niekoniecznie bywa
przyjemnością. Na dodatek mam chyba pecha (albo zbyt wygórowane oczekiwania),
bo zdarza się często, że gdy przeglądam lookbook jednej czy drugiej firmy, zachwytom nie ma
końca i wiele rzeczy planuję nabyć. Jednak już wizyta w sklepie gruntownie
weryfikuje te zamierzenia: ubrania okazują się niestarannie uszyte czy też z
niezbyt dobrej jakości materiałów. Czasem kolor jest nieco inny (to może być „wina”
ustawień monitora), czasem aplikacja sprawia wrażenie niezbyt trwałej. Innym
razem nie podobają się wzory czy fasony albo też tak się akurat nieszczęśliwie
składa, że tego potrzebnego rozmiaru już nie ma…
Jeśli macie podobne problemy, to zapewne i podobne wyjście z
sytuacji znalazłyście;) Czasem zastanawia mnie paradoks tej sytuacji: gdy
towary dostępne w galerii handlowej na ogół rozczarowują, ubrania kupowane via
net sprawdzają się bez zarzutu! Ha, a co z mierzeniem? Genialną sprawą jest to,
że w tego typu sklepach jest ona najczęściej pełna, można nabyć dwa rozmiary i
porównać, w którym się lepiej prezentujemy, a mniej pasujący – zwrócić. To
prawie jak magia;) Wprawdzie na pewien czas zamrażamy jakąś kwotę pieniędzy,
ale dobry zakup jest tego wart. Co więcej – sklepy stacjonarne często stosują
niezbyt miłą taktykę – oddanie towaru jest możliwe, ale zwrot następuje na
kartę podarunkową sieci, więc jest to mało sympatyczne. Niegdyś ulubionym moim
sklepem było C&A
– dzięki płatności kartą przesyłka była bezpłatna, 30 dni na zwrot towaru
pozwalało dobrze rozważyć potrzebę posiadania danej rzeczy, a w przypadku
nabywania prezentu – wymiany nietrafnego zakupu. Częste wyprzedaże skłaniały do
uzupełniania garderoby w tym właśnie sklepie. Niestety, w tej chwili bezpłatna
dostawa jest dostępna mieszkańcom innych państw Europy, w Polsce są jedynie od
czasu do czasu organizowana tego typu akcja. Na szczęście nadal możemy zwracać bezpłatnie
niepasujące towary. Kolejny sklep, któremu warto się przyjrzeć to Zalando. Plusy? Liczne – bezpłatna dostawa,
aż 100 dni na zwrot, znane marki w korzystnych cenach. Kolejna sprawa – mnóstwo
zdjęć! Każda rzecz jest dokładnie obfotografowana, szczegółowo opisana, zatem
nie kupujemy „kota w worku”. Przyznam szczerze – pociechy mogę ubrać nieco
oszczędniej (z różnych powodów – bo „potrzebują” mnóstwa strojów, bo im się one
„opatrują”, bo panny szybko rosną, choć dodam, że solidne i ładne kurtki są warte
każdej ceny;)), ale już ubrania dla bardziej zaawansowanych wiekowo osób kupuję
tam bez wahania. Inny sklep, w którym nabyć możemy ubrania różnych marek to Answear. Oferta dla najmłodszych jest raczej skromna, najlepiej wygląda to w przypadku odzieży damskiej. Styl - moim skromnym zdaniem - dość młodzieżowy. I jeszcze jeden adres, niegdyś "potentat", dziś z wielu powodów nieco odchodzący w zapomnienie: Allegro. Moc ofert, towar przeróżnej jakości, zatem i ceny adekwatne - od paru groszy poczynając. Dla wytrwałych to ciekawa opcja, choć zdjęcia mogą zaskakująco odbiegać od otrzymanej rzeczy (i niestety - często na niekorzyść...)
Pewnie obiła się Wam o uszy historia
„pełnoletniej” tuniki Angeli Merkel – można niedrogo kupić coś, co po kilku
praniach straci fason i nie będzie wyglądało zbyt atrakcyjnie, można niejako „przyszłościowo”
poświęcić nieco większą kwotę i uzupełnić garderobę o uniwersalny, dobry
jakościowo ciuszek. Choć ja wolę zdecydowanie mniej rzucające się w oczy
desenie...
Sklep | Koszt dostawy | Możliwość zwrotu | Zdjęcia (ocena subiektywna;) | Bonusy;) |
C&A | od 4,95 zł do 14,90 | do 30 dni | Dość dobre, choć bywają "niespodzianki" | Częste wyprzedaże, spore upusty, akcje promocyjne, np. darmowa dostawa |
Zalando | bezpłatnie | do 100 dni | mnóstwo, szczegółowo opisane, bardzo dokładne | dla supernowoczesnych - aplikacje mobilne do dokonywania zakupów, częste akcje promocyjne |
Allegro | bywa różnie, od odbioru osobistego przez groszowe sumy, aż do niewiarygodnie wysokich kwot | Problematyczny... U osób prywatnych - prawie niemożliwy | pełne spektrum możliwości - od fotek pstrykanych komórką, bo "zawodowe", choć trzeba pamiętać o tendencji do idealizowania;) | Można trafić na perełki za grosze - ale i równie dobrze - "w drugą stronę"... | Answear | zamówienie do 150 zł - 9 zł, powyżej 150 zł - bezpłatnie | 30 dni od daty otrzymania przesyłki | świetne, bardzo szczegółowe, możliwość powiekszenia, zdjęć jest dużo! | akcja "Zaproś znajomych", 50 zł za zapisanie się do newslettera |
Świetne ubranka :)
OdpowiedzUsuń