Zapis takiego dnia cz.2






W części pierwszej.


             Co mi po twoim współczuciu? - wypowiadam na szczęście w myślach.
- Płaci pani teraz, czy przy następnej wizycie?        
- Teraz, bo potem mogłabym zapomnieć, a nie chce mieć na głowie komornika z powodu niespełna 50zł - odpowiadam niechętnie. Chociaż kurczę, gdyby moja noga więcej tu już nie postała to może by mi się upiekło? Nieeee, bez przesady, bądźmy uczciwi - przekonuję sama siebie, bijąc się z myślami. Wręczam pani gotówkę, potulnie przepraszając i już mnie nie ma.

I znowu bieg, bieg, bieg! Autobus, czy tramwaj, autobus, czy tramwaj? W którą stronę mam się udać? Tramwaj! Jest bliżej. Wbiegam na chodnik. Prawa strona zakorkowana, lewa strona zakorkowana… No nic, znów trzeba przebrnąć przez bieg z przeszkodami.
Jest i przystanek. Błyskawicznie zerkam na zegarek i nerwowo szukam na rozkładzie jazdy mojego tramwaju. Jest! Noszzz… by to drzwi ścisły! Odjechał dwie minuty temu, następny za dwadzieścia minut. No nic. Poczekam sobie w spokoju, odsapnę po tym maratonie, pobędę trochę na zaspalinionym, świeżym powietrzu. Tak dla zdrowotności.

Na horyzoncie już pojawił się mój ulubieniec, skrzydlaty, szary żul. Obserwuje mnie jednym okiem i zbliża się nieubłaganie w moją stronę. Niby niepozornie, niby tak przypadkiem, ale zaraz znienacka dziobie mnie w but. Odganiam gada. Ale ten nie daje za wygraną. Znów podchodzi i dziobie w drugiego. Gdyby umiał mówić to pewnie chodziłby kiwając tą swoją głową przy każdym ruchu i wołałby: „Pan da! No rzuć ziarno! Nie bądź taki! Podziel się posiłkiem!”. Jak ja ich nie znoszę…
- Odejdź, istoto marna, bo nie wiesz co czynisz!- mówię odganiając gołębia i odchodzę parę kroków dalej.

Po chwili na moim „oknie na świat” pojawiają się maleńkie kropelki. Wyciągam więc z kieszeni chusteczkę higieniczną i przecieram szkła. Po kilku sekundach jest ich coraz więcej. No pięknie! Jeszcze mi deszczu trzeba było! Jak na złość akurat dziś nie wzięłam parasola. Przecież rano była taka piękna pogoda, po co miała taszczyć jeszcze parasol? I tak wyszłam z domu jak wielbłąd dwugarbny. Po kilkunastu upływających niczym wieczność minutach, wsiadam zmoknięta jak kura do zatłoczonego tramwaju. Już na kolejnym przystanku z tłumu ściśniętych jak sardynki ludzi zdało się słyszeć:          
- Niech mnie pan nie popycha!         
- Przepraszam, ale gdzie niby mam stanąć?!
- Zero kultury! Obycia! Taktu! - odpowiada zniesmaczona pani.    
- Proszę pani są godziny szczytu, połowa mieszkańców tego miasta wraca właśnie z pracy do domu, nic pani na to nie poradzę, że jest tłok i ścisk. Jeśli potrzebuje pani komfortu to trzeba było udać się w podróż taksówką. Wtedy siedziałaby pani na jakże wygodnym i miękkim siedzeniu stojąc w korku.
- Pfff…- reaguje naburmuszona pani i odwraca głowę.
      
            Ach, te cudowne pogawędki społeczeństwa w komunikacji miejskiej. No nic, jeszcze dziesięć przystanków. Dam radę! Tramwaj się wlecze, ślimaczy, podskakuje i trzęsie niewinnym ludem bożym, ale z każdym metrem bliżej do celu! Jeszcze tylko sześć przystanków. Tłumu przy kolejnych postojach stopniowo zaczyna ubywać, a każde otwarcie drzwi dostarcza coraz to więcej świeżego powietrza.

        Do tramwaju wsiada starszy pan i staje obok miejsc siedzących. Po krótkiej chwili młoda kobieta na widok staruszka wstaje i ustępuje mu miejsca. Starszy Pan bez zastanowienia reaguje:       
- Niech się pani nie wygłupia i siedzi! Poczekamy aż dżentelmeni wstaną.
Niestety, dżentelmenów zabrakło, więc starszy Pan usiadł na zwolnionym przez kobietę miejscu, jednocześnie pozwalając sobie na chwilę jawnej refleksji:
- Dawniej to panowie odwozili swoje panie do domu, a teraz…. Wsadzą w tramwaj i niech se jedzie!
Po tych słowach starszego pana na mojej twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Już nic nie było ważne. W mgnieniu oka zapomniałam o wszystkich trudnościach minionego dnia. Nagle świat odzyskał swoje dawne, żywe kolory. A wszystko to za sprawą jednego przeuroczego staruszka. Boże, dziękuję Ci, że postawiłeś go na mojej drodze i przypomniałeś, że trzeba czerpać radość nawet z najdrobniejszych rzeczy.        



Magda 

Komentarze